Można powiedzieć, że przyczyna powstawania manekinów jest banalna - po prostu: zapobiegliwość sprzedawców, chcących lepiej wyeksponować swój towar. Ale jest też przyczyna inna, przyczyna wyższego rzędu, można powiedzieć przyczyna metafizyczna. Mówi o niej biblia manekinów. Bo manekiny mają swoją biblię, swoją księgę Genesis - "Traktat o manekinach" Bruno Schulza.
"Materii - mówi Schulz - dana jest nieskończona płodność, niewyczerpana moc życiowa i zarazem uwodna siła pokusy, która nas nęci do formowania. W głębi materii kształtują się niewyraźne uśmiechy, zawiązują napięcia, zgęszczają się próby kształtów. Demiurgos był w posiadaniu ważnych i ciekawych recept twórczych. Nie mamy ambicji mu dorównać. Chcemy być twórcami we własnej, niższej sferze, pragniemy dla siebie twórczości, pragniemy rozkoszy twórczej, pragniemy jednym słowem demiurgii. Demiurgos kochał się w wytrawnych i skomplikowanych materiałach - my dajemy pierwszeństwo tandecie. Po prostu porywa nas, zachwyca taniość, lichota, tandetność materiału".
W pewnym momencie było wiadomo już niemal na pewno, że nie uda się powołać do życia homunkulusa. Chyba wtedy właśnie, z musu niejako, pokochaliśmy lichość i tandetę. Zwróciliśmy się ku substancji przyziemnej. Tworzywem pierwszych manekinów były gips, papier mâché, wosk, porcelana, pakuły. Nogi i ręce przytwierdzano im prymitywnie, na śruby, przez otwór w plecach. Nawet nie dość wnikliwe spojrzenie obnażało ich ułudę i pozorność.
Ale drążąc właściwości materii, wprawiając się w układaniu coraz bardziej złożonych konfiguracji cząstek, w łączeniu i rozłączaniu chemicznych wiązań znajdowaliśmy tworzywa coraz doskonalsze: poliuretany, żywice poliestrowe, polipropylenowe pianki. One zastąpiły gips i pakuły w ciele manekina. Dokładny skład i receptura są strzeżoną tajemnicą każdej firmy.