Archiwum Polityki

Pomysł na dobrą figurę

Benvenuto Cellini uważał nawet, iż rzeźba jest ośmiokrotnie doskonalsza od rysunku i malarstwa, a różnica między nimi jest tak wielka, jak między cieniem i przedmiotem, który cień rzuca. Czy tak jest naprawdę, możemy się zastanawiać oglądając w stołecznej Zachęcie wystawę "Figura w rzeźbie polskiej XIX i XX wieku".

Rzeźba nie jest wdzięcznym obiektem do historycznych i socjologicznych analiz, do odczytywania z jej kształtu ducha narodu i innych metafizycznych prawd. Jednak rzeźbiarze, podobnie jak malarze ulegali estetycznym prądom, poszukiwali nowych środków wyrazu i nowych sposobów utrwalania otaczającego świata. W tym sensie warszawska wystawa oferuje ciekawą, przyspieszoną wędrówkę po historii sztuki ostatniego dwustulecia; od neoklasycyzmu, realizmu, historyzmu, przez secesję, ekspresjonizm, formizm i art deco, a na pełnej gamie kolejnych "izmów" sztuki współczesnej skończywszy. Wędrówkę tym bardziej intrygującą, że jej kurator Piotr Szubert zrezygnował z prostej chronologicznej prezentacji. Skonstruował natomiast bloki tematyczne (akt, portret, figura tragiczna, figura heroiczna itd.). Można więc bawić się w porównania, jak artyści z bardzo różnych formacji zmagali się z podobnym tematem.

Wystawa koncentruje się na szczególnym rodzaju rzeźby: ludzkiej figurze (choć jedną z sal poświęcono też figurze animalistycznej). Twórca ekspozycji przypomina przy tej okazji myśl Francisa Ponge: "Człowiek to temat, który niełatwo snuć, wodzić za nos, podrzucać na dłoni. Niełatwo krążyć wokół niego, niełatwo zdobyć niezbędny dystans". Wydaje się, że ów dystans tak ważny w sztuce XIX-wiecznej, od czasów Rodina stopniowo skracany, dziś praktycznie nie istnieje. Kolejne pokolenia rzeźbiarzy po kolei coś "urywały" z kanonu neoklasycznej harmonii, wprowadzając na to miejsce własne emocje i piętno indywidualności. Dzięki wystawie można śledzić, jak początkowo jednaka dla wszystkich twórców droga estetyczna, z czasem rozbiega się na różne strony, by współcześnie zamienić się w prawdziwą plątaninę artystycznych ścieżek i duktów.

Właśnie sztuce najnowszej poświęcono w Zachęcie odrębną salę, wychodząc ze słusznego założenia, iż zbyt daleko odeszła ona od klasycznego standardu rzeźby, by móc ją zestawiać z dokonaniami Canovy czy nawet Laszczki lub Biegasa.

Polityka 6.1999 (2179) z dnia 06.02.1999; Kultura; s. 50
Reklama