Ładny to on nie jest – mówią o Goranie ci, którzy przywykli do oglądania folderowych piękności końskich. Ale Goran z Ośrodka Hipoterapii przy SGGW na Ursynowie jest w sam raz do leczenia – nieduży, z mocnymi nogami. Płaj też świetny, choć ma wadę. Jak się czasem uprze, nie ma na niego siły. Swoje już wysłużył i niedługo pójdzie na emeryturę, a na jego miejsce przyjdzie koń długi jak kłoda, z elastycznym grzbietem, z dobrym chodem i dobrym charakterem, spokojny, lecz nie flegmatyk, nie stary, ale i niezbyt młody. I chodzący równo, miękko, melodyjnie.
Konie lecznicze – hucuły, koniki polskie, fiordy, ale i szlachetnej krwi, nie są jednakowe. To są osobowości. Wiadomo, że Ocelot, brat Tygrysa z Józefowa, lubi rządzić. Ekspert przymila się o marchewkę, ale żeby go przy tym za dużo nie głaskać. Defi z Ursynowa jak cyrkowiec przełazi przez wszystkie płoty, raz się zaklinował. Z takimi jak one nie trzeba się przymuszać do ćwiczeń. Jordana, uwielbianego przez wszystkie dzieci, trapi łykowatość, czyli mu się odbija. Ale poza tym ma same zalety, choć owszem, jest i wada: nie ma sponsora i pilnie szuka kogoś, kto by zapłacił te kilka stów miesięcznie za jego utrzymanie. On i Brenda – zgłaszajcie się, ludzie.
Zgłaszajcie się, bo Jagoda Maciaszek z rotariańskiego Ośrodka Hipoterapii w Józefowie widziała, jak Rafał z porażonymi wszystkimi czterema kończynami zaczął iść o własnych siłach, choć sprawiła to zapewne bardziej wielka wiara jego adopcyjnych rodziców niż terapia zbyt jeszcze krótka, aby pomóc.
Cuda zdarzają się tak rzadko jak wszystkie cuda. Codziennością jest ciężka praca terapeuty, konia i pacjenta – dziecka albo dorosłego.