Klasyki Polityki

Panowie do towarzystwa. Bogaci słono im płacą, by przegrać z nimi w brydża

Krzysztof Martens jest niezależny finansowo. Krzysztof Martens jest niezależny finansowo. Karol Zięba / Polityka
Ich profesja to coś pomiędzy trenerem a karcianym fordanserem. Wynajmowani są przez bogatych ludzi, gotowych słono zapłacić, aby przegrać z nimi w brydża. Mówi się o tym jak w pokrewnych branżach: mieć sponsora.

Osób, dla których brydż stał się jedynym źródłem utrzymania, jest w świecie może kilkaset, ale raczej kilkadziesiąt. Wśród nich znajdujemy też grono Polaków. Lepiej zna ich słynny aktor Omar Shariff czy Bill Gates, najbogatszy człowiek świata, niż rodacy. Jedynym, który zdobywa popularność także w kraju, jest Krzysztof Martens, podkarpacki szef SLD.

Żeby żyć z kart, trzeba mieć sponsora. Sponsorką barona Martensa jest Arabka, żona ważnej osobistości w Libanie. Potrzebuje go przeciętnie tydzień w miesiącu, pozostałe trzy może więc poświęcić żonie i partii. To i tak więcej niż koledzy posłowie, którzy zaniedbują działaczy terenowych, bo większość czasu spędzają w Warszawie. Jako niezależny finansowo – dzięki brydżowi i sponsorce – Krzysztof Martens nie zabiega o rady nadzorcze, co w polityce nie jest standardem. Ta niezależność pozwoliła mu też nie kandydować do Sejmu, a posłowanie jest przecież zajęciem śmiertelnie nudnym, zwłaszcza przesiadywanie na komisjach. Nigdy nie pracował na etacie.

Pierwszą arabską sponsorką Martensa była żona dyrektora banku. Grali kiedyś turniej w Ammanie, gdy na salę wpadło trzydziestu uzbrojonych, zamaskowanych mężczyzn. Przeszukali wszystkich, sprawdzili, czy nigdzie nie ma bomby, przeprosili i wyszli. Okazało się, że jednym z zawodników jest babcia rodziny panującej i wnuczek zapragnął jej pokibicować.

Kobiety w krajach arabskich są o wiele lepsze w grze od mężczyzn – twierdzi Krzysztof Martens. – Mężczyźni wcześnie są wysyłani do polityki czy biznesu, a kobiety, żeby nie przeszkadzały – do angielskich lub amerykańskich uczelni.

Jego obecna sponsorka ma już dorosłe dzieci, mąż w domu bywa rzadko, więc ona rozpaczliwie się nudzi. Jednocześnie obyczajowe tabu nakazuje jej obracać się w środowisku, które nie rzuci cienia na dobre imię męża.

Polityka 15.2004 (2447) z dnia 10.04.2004; Kraj; s. 40
Reklama