Ptakom najlepiej leci się w kluczu
Duński pisarz o Danii i sposobie życia Duńczyków
Przekraczając granicę nigdy nie mam wątpliwości, że znalazłem się w Danii. Tu jest mój dom. Wszystko – poczynając od języka wraz z jego niezliczonymi lokalnymi odmianami aż po krajobraz – nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że to Dania. Dysponując niewielkim, pozbawionym wszelkich zasobów naturalnych terytorium, Duńczycy stworzyli jedno z najbogatszych i najbardziej stabilnych społeczeństw na świecie. Z rozmaitych badań raz za razem wyłania się obraz Duńczyków jako najbardziej zadowolonej nacji w Europie. Z drugiej strony Duńczycy ciągle i na wszystko narzekają.
Jednak najdziwniejsze jest to, że gdy pod uwagę weźmie się takie wskaźniki, jak nakłady na służbę zdrowia, oświatę i badania naukowe, wówczas okaże się, że słynne duńskie państwo dobrobytu to już przeszłość. I to pomimo bardzo wysokich podatków. Obecnie tylko Turek może wierzyć, że duński model państwa dobrobytu jest najlepszy ze wszystkich (gra słów: autor użył zwrotu tyrketro – coś, w co może wierzyć Turek – które oznacza ślepą wiarę, a wywodzi się od starego powiedzonka używanego do opisania czegoś tak niedorzecznego, że tylko Turek może w to uwierzyć – przyp. tłumacza).
Szczęśliwie uniknąć nieszczęść
Duńskie dzieci czytają i liczą gorzej od większości pozostałych w Unii Europejskiej. Umieramy wcześniej niż nasi sąsiedzi. Nie ulega wątpliwości, że naród, który kształci więcej psychologów niż inżynierów, ma chorą duszę. Nie jest też zdrowe społeczeństwo, w którym tylko nieliczni podejmują się prowadzenia prywatnego interesu, gdyż pewniejsze i bardziej opłacalne jest życie z pensji.
Zaledwie sto lat temu Dania była małym biednym krajem z niewielką liczbą mieszkańców. W tamtych czasach większość duńskich rodziców umierała w kilka lat po tym, jak ich najmłodsze dziecko przystępowało do konfirmacji (w duńskim Kościele protestanckim obrzęd konfirmacji jest odpowiednikiem katolickiego bierzmowania – przyp.