SLD szuka nowych twarzy. Przerażeni spadkiem notowań partii działacze nerwowo poszukują kogoś, kto mógłby odmłodzić jej wizerunek. Padło na Wojciecha Olejniczaka. 30-letni minister rolnictwa coraz częściej wymieniany jest jako kandydat na nowego szefa partii (po zapowiedzianej na jesień rezygnacji Krzysztofa Janika), a ostatnio także na szefa rządu. Sam zainteresowany zapewnia wprawdzie, że chce pracować w rządzie Marka Belki, ale od kandydowania na przewodniczącego Sojuszu się nie odżegnuje.
Rok temu wybór Olejniczaka na ministra pozytywnie oceniali spece od rolnictwa ze wszystkich partii. Podkreślali, że jest kompetentny (absolwent SGGW), energiczny, ma dobre kontakty z przedstawicielami innych ugrupowań.
Partyjni koledzy twierdzą, że jest tytanem pracy. Dał się poznać z tej strony już w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej w 2000 r. Jego żona była wówczas w ciąży, a on siedział do późnej nocy w sztabie wyborczym. Rok później ludzie Aleksandra Kwaśniewskiego odwdzięczyli mu się, zabiegając o umieszczenie jego nazwiska na liście wyborczej do parlamentu, a potem popierając jego kandydaturę na ministra.
W ministerstwie otoczył się ludźmi z SGGW. W ministerialnym gmachu przy ulicy Żurawiej światła nie gasną do późnych godzin nocnych: – Taki mamy z ministrem rytm pracy. Dajemy z siebie wszystko – mówi Jarosław Jabłoński, jeden z najbliższych współpracowników Olejniczaka.
Olejniczak uchodzi w Sojuszu za człowieka kontaktowego i bezkonfliktowego, ale także nieco bezbarwnego i pozbawionego własnego zdania. Gdy w zeszłym roku pytaliśmy go o spory programowe wewnątrz SLD, odpowiedział: – Nie dam się wciągnąć w dyskusje o stosunkach między państwem a Kościołem ani o aborcji.