Do wyborów prezydenckich pozostały praktycznie dwa lata. To niby dużo. Tak przynajmniej twierdzą politycy. To jednak nie jest zbyt wiele czasu, zważywszy, że partiom brakuje przywództwa, że brak jest wyraźnych kandydatów do najwyższego urzędu w państwie, a poziomem społecznego zaufania obecny prezydent bije na głowę wszystkich polityków. Ponieważ partie milczą (przynajmniej oficjalnie), postanowiliśmy zbadać, co sądzi opinia publiczna.
Listę 16 kandydatów ułożyliśmy posiłkując się tymi nazwiskami, które już znalazły się w politycznym obiegu, o których rozmawia się w kuluarach. Niektórzy są kandydatami prawie pewnymi. Trudno przypuścić, by w wyborach nie wystartował Andrzej Lepper, skoro wielokrotnie próbował już swych sił i stoi dziś na czele wprawdzie rozsypującego się, ale ciągle mającego spore społeczne poparcie ugrupowania. Prawo i Sprawiedliwość budowano jako partię z myślą o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego. Błyskotliwa wygrana tego kandydata w warszawskich wyborach samorządowych umocniła przekonanie, że Lech Kaczyński jest prawie pewnym typem prawicy do urzędu prezydenta. Nie jest tajemnicą, że o kandydowaniu myśli marszałek Sejmu Marek Borowski, ale różne lewicowe środowiska mają też swoich kandydatów. Być może kandydatem popieranym przez obecnego prezydenta byłby Włodzimierz Cimoszewicz, może ostatecznie Aleksander Kwaśniewski zdecydowałby się na wskazanie właśnie Borowskiego. Działacze Stowarzyszenia Ordynacka, ale nie tylko oni, wskazują na Józefa Oleksego. Nikt nie wie, na ile zmęczony sprawowaniem władzy jest – nieprawdopodobnie odporny na ciosy – premier Leszek Miller. Listę kandydatów Sojuszu ułożyliśmy więc spośród tych, którzy mają szansę startu lub sądzą, że ją mają.