Dziesięć lat temu za niewielkie pieniądze, całkiem legalnie, ba!, z rabatem na zabytek (nawet do 50 proc.), można było kupić zamek krzyżacki z XIV w. Ale na takich operacjach zarobili tylko nieliczni. Większość, nie wiedząc co począć z nabytkiem, porzucała mienie, które popadło w ruinę. Teoretycznie przepisy pozwalają odzyskać źle traktowany zabytek, ale w praktyce jest to niewykonalne. Z ustawy wypadł ponadto przepis pozwalający karać za niszczenie zabytkowego obiektu. Są więc właściciele, którzy czekają, aż zabytek runie, a im pozostanie atrakcyjna działka. Inni obciążyli hipotekę kredytami.
Kiedy w 1992 r. biznesmen Robert Hamerlik kupował XIV-wieczny zamek w Żarach, obiecywał, że przywróci mu dawną świetność, a Żary staną się atrakcyjnym przystankiem dla odwiedzających Berlin, bo to bardzo blisko. Obiekt był w dobrym stanie. Samorządowcom aż się oczy śmiały. Ale biznesmen więcej się nie pokazał. W końcu okazało się, że zamek został zastawiony za milion złotych. – Z chęcią odkupilibyśmy go, ale jest dla nas za drogi – mówi burmistrz Roman Pogorzelec. – Decyzja o sprzedaży była zła – przyznaje.
Bank w roli dziedzica
Pałac w Brodach przejął bank. Dariusz Tymejczyk obiecywał remont, a po nim uruchomienie centrum hotelowo-bankietowego. – Zostały długi, biznesmen zmylił pogonie i wyjechał do Kanady – mówi wójt Czesław Odyniec. Przetargi kończyły się niczym, wreszcie bank znalazł dzierżawcę, który wie, że trzyma w garści perłę Dolnych Łużyc: – Czynimy kroki, żeby przejąć pałac na własność – przyznaje.
Mniej szczęścia miała perła Podlasia. Kiedy Adam Gessler kupował neogotycki pałac w Patrykozach koło Sokołowa Podlaskiego (całkiem zresztą ładnie odrestaurowany już wcześniej za pieniądze podatnika), wydawało się, że to świetne rozwiązanie: zamożny restaurator zamarzył o wytwornej rezydencji.