Archiwum Polityki

Ofiary jesieni

Tylko jeden na 25 Polaków lubi jesień. Jesienią jesteśmy apatyczni i skłonni do narzekań. Ale słowo „depresja” zrobiło przesadną karierę. Ani tak wielu z nas na nią nie zapada, ani też nie jesteśmy wcale skrajnie pesymistycznym narodem. To tylko sezonowa melancholia.

Z badań CBOS wynika, że 57 proc. Polaków najbardziej lubi lato. Wiosnę 32 proc., zimę wybiera tylko 3 proc., a jesień – 4 proc. naszych rodaków. Pozostałe 4 proc. nie ma ulubionej pory roku.

Niektórzy jesienią zapadają na afektywną chorobę sezonową, a 1 proc. społeczeństwa choruje na nią ciężko. Jednak większość, gdzieś już od października, czuje się gorzej, ma gorszy nastrój – jesteśmy ociężali, smutni, bezbarwni. Dopada nas melancholia. Zwłaszcza teraz, gdy zagubiła się gdzieś w klimacie faza złotej polskiej i zamiast tego musimy w jesień przeskoczyć brutalnie wprost z lata.

– I to jest normalne – mówi dr Łukasz Święcicki, lekarz psychiatra z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. – Nasi najdalsi przodkowie pochodzą z Afryki. Za krótko żyjemy w tych stronach, żeby przyzwyczaić się do braku nieustannego lata. Tutejsze zimy są dla nas bez sensu.

Jesień jest dla nas za ciemna. To siatkówka oczu reguluje nasz zegar biologiczny. Kiedy światła za mało, klucz do zegara działa jak nienaoliwiony. Człowiek jest bez formy, łazi jak mucha w smole. Im dalej w dzień, tym bardziej czuje się zmęczony, nawet jeśli nie było czym. Spada radość życia. Wzmaga się skłonność do narzekania. Z tego powodu to bardzo polska pora.

– To, jacy jesteśmy na zewnątrz, jest projekcją naszego wnętrza – mówi reżyser Piotr Trzaskalski. – My jesteśmy narodem specyficznie wyniszczonym, rzadko się cieszymy, a wynika to z naszych niedorobionych wnętrz. I szczególnie jesienią nie potrafimy doszukać się żadnych optymistycznych akcentów. Ani w sobie, ani dookoła.

W paskudnym nastroju jesiennym wszystko wydaje nam się paskudniejsze niż jest. Człowiek, jak to wynika z badań Ladda Wheelera i Kunitate Miyake, ma tendencje do porównywania siebie z kimś, kto stoi od niego wyżej na drabinie społecznej, a w żadnym razie – kto niżej.

Polityka 42.2003 (2423) z dnia 18.10.2003; Temat tygodnia; s. 20
Reklama