Trudno studentowi przewidzieć, czy może się spodziewać finansowego wsparcia ze strony uczelni. Jak wykazała kontrola NIK, w systemie pomocy materialnej dla studentów panuje spory bałagan. Po sprawdzeniu sytuacji w 21 szkołach wyższych inspektorzy stwierdzili, że pomoc coraz trudniej uzyskać. Liczba studentów dziennych uprawnionych do ubiegania się o nią w ostatnich trzech latach wzrosła o prawie 25 proc. (w ubiegłym roku wyniosła 669,3 tys.), podczas gdy liczba stypendiów zwiększyła się o niespełna 11 proc. Co gorsza, według NIK większość pieniędzy trafiała nie do tych, którzy najbardziej tego potrzebują. Uczelnie państwowe rozdzielają środki przeznaczone na pomoc według własnych zasad, ogólnych wytycznych nie ma. Ponad 60 proc. kwot przewidzianych na stypendia rozdysponowano na stypendia za wyniki w nauce (średnia wysokość w 2002 r. – 208 zł). W grupie osób, które je otrzymały, tylko 17 proc. miało kłopoty finansowe. Przy rozdziale stypendiów socjalnych (średnio 149 zł w 2002 r.) z kolei, jak czytamy w raporcie, przymykano oko na budzącą wątpliwości dokumentację sytuacji materialnej studentów. Rzecznik Uniwersytetu Wrocławskiego dr Igor Borkowski tłumaczy, że właśnie dlatego, iż kryteria przyznawania stypendiów naukowych łatwiej zweryfikować, ten rodzaj pomocy jest preferowany: – Żeby dostać stypendium naukowe, trzeba mieć po prostu określoną średnią. Informacje o dochodzie na jednego członka rodziny można natomiast zafałszować. Szczególnie w dużym mieście, gdzie nie brak możliwości zarobienia na lewo. Resort szkolnictwa zaplanował porządkowanie systemu stypendialnego. Od przyszłego roku akademickiego chce m.in. określić dla całego kraju górny limit dochodów, przy którym można przyznać wsparcie.