Rabusie, fałszerze, przemytnicy
Czarny rynek dzieł sztuki. Rabusie, fałszerze, przemytnicy
W Polsce każdego roku popełnia się około tysiąca przestępstw, których wyłącznym celem jest zabór dóbr kultury. Przestępców wypada podzielić na kilka kategorii. Pierwsza, to zwykli złodzieje domowi, zabierający dzieła sztuki niejako przy okazji, wraz z futrem, telewizorem i pieniędzmi. Co ciekawe, dawniej na ogół lekceważyli antyki, dziś grabią je bardzo skwapliwie. Droga wiedzie później z reguły do pasera lub na bazar.
Poszukiwanie tak utraconych obrazów czy sreber jest jednak bardzo trudne, a to głównie za sprawą braku odpowiedniej dokumentacji. Tylko czasami udaje się na zdjęciach z rodzinnych uroczystości wypatrzyć w drugim tle, na ścianie, utracony obraz. To trochę za mało, by próbować odszukać go na rynku sztuki. Tym bardziej że przeciętny rodak okradziony z rodzinnych pamiątek wykazuje wyjątkową ignorancję; zazwyczaj nie wie, czyjego autorstwa był skradziony obraz, a bywa, że nawet nie potrafi dokładnie opisać policjantom, co przedstawiał.
Osobna grupa to złodzieje kościelni. Przez całe dziesięciolecia polowali przede wszystkim na przedmioty z metali szlachetnych po to, by je przetopić i sprzedać na złom. Można przypuszczać, że swój los zakończyła smutnie w piecu także ważąca 7,5 kg przepiękna i unikalna złota monstrancja skradziona w 1981 r. z kościoła w Świętej Lipce.
Ponieważ jednak w kościołach przechowuje się coraz mniej srebrnych kielichów i lichtarzy, to i złodzieje zmieniają zainteresowania. W ostatnich latach nastała moda na dekorowanie mieszkań rzeźbami aniołków i świętych. Efekt? Złodzieje masowo ograbiają z nich polskie kościoły. O ile jeszcze w 2001 r. zginęło ich 127, to rok później już 259. Wiele z nich nie ma wielkiej wartości artystycznej i żal tylko ogołoconego ołtarza lub ambony. Ale zdarzają się także straty dotkliwe, jak kradzież dziewięciu XVIII-wiecznych figurek z kościoła w Rogalinku (wartych ok.