Sto lat samolotności
Pierwszy w historii lot samolotu oglądało zaledwie pięć osób
Pogoda była paskudna – wiał bardzo silny i zimny wiatr, temperatura spadła poniżej zera. Bracia Orville i Wilbur Wright trzy lata wcześniej specjalnie wybrali niegościnne okolice Kitty Hawk nad brzegiem Atlantyku w Północnej Karolinie ze względu na wiejące tam regularnie silne wiatry, liczne wydmowe wzgórza i piaszczyste plaże bez drzew. Jednak w połowie grudnia mieli już dość dokuczliwej pogody i mieszkania w drewnianej szopie, służącej jednocześnie jako warsztat doświadczalny. W Kitty Hawk pracowali nieustannie od ponad dwóch miesięcy.
Co ich zatrzymywało? Nadzieja, że zbudowana przez nich, napędzana silnikiem spalinowym i cięższa od powietrza maszyna oderwie się wreszcie od ziemi.
Trzy metry nad ziemią
Bracia Wright próbowali tego dokonać już trzy dni wcześniej, 14 grudnia. Wilbur, który zasiadł za sterami, zaraz po starcie ostro poszybował pięć metrów w górę, by za chwilę zwalić się w dół. Samolot, nazwany przez braci Flyer, zarył skrzydłem w ziemię i złamał służące jako podwozie płozy. Nieudany lot na odległość 30 m trwał zaledwie 3,5 sek. Po niezbędnych naprawach obydwaj bracia uznali, że 17 grudnia będzie ostatnią w tym roku próbą Flyera i bez względu na jej wynik wracają na święta do domu w Dayton.
Tym razem za sterami zasiadł Orville – nie dlatego, że Wilburowi się nie udało. Rzut monetą decydował, kto poleci pierwszy. Teraz los był bardziej przychylny dla Orville’a. Samolot, na którego dolnym skrzydle leżał pilot, został ustawiony na drewnianych szynach pokrytych blachą. Orville odpalił silnik napędzający dwa duże śmigła. Maszyna zaczęła się rozpędzać. Obok biegł Wilbur, trzymając ręką krawędź skrzydła tak, by Flyer nie przechylał się na boki.
W pewnym momencie samolot poderwał się. Wisząc trzy metry nad ziemią maszyna sunęła z szybkością ok.