Wciąż na nowo jest odczytywane przejęcie władzy przez Hitlera w Niemczech w styczniu 1933 r. i to co się działo w ciągu następnych dwunastu lat. Jakim sposobem sfrustrowany pół lump, pół artysta, erudycyjny nieuk obdarzony bezbłędnym instynktem władzy, potrafił otumanić cywilizowany naród w środku Europy i podpalić cały kontynent?
Nawet jeśli Hitler był jedyny, to okoliczności jego nieprzytomnej kariery są powtarzalne. Nie tylko w Niemczech frustracja społeczna, kryzys gospodarczy, słabość klasy politycznej i tępy egoizm sąsiadów uruchamiają katastrofalną lawinę wypadków. Aczkolwiek fatalny splot wydarzeń w ostatnich latach republiki weimarskiej był wyjątkowy.
W 1928 r. naziści byli w Niemczech niewiele więcej niż błazeńskim marginesem. Ośmieszeni piwiarnianym puczem Hitlera w 1923 r., niemal rozpierzchli się na cztery wiatry: z 32 posłów w Reichstagu w 1924 r. zostało im już tylko 12. Wydawało się, że powstała w 1918 r. z klęski wojennej niemiecka republika obroniła się zarówno przed atakami komunistów jak i prawicy. Wprawdzie nadal nie była szanowana przez swych obywateli – jej ojcowie założyciele bez szemrania podpisali „haniebny” traktat wersalski z gigantycznymi reparacjami wojennymi i przerwanym dostępem do Prus Wschodnich – ani lubiana, bo jej aparat państwowy wywodził się jeszcze z cesarstwa, ale prezydentem od 1925 r. był sędziwy feldmarszałek, który jesienią 1914 r. rozgromił Rosjan pod Tannenbergiem. Republika jakoś funkcjonowała w oparciu o dwie partie, które w przedwojennym cesarstwie niemieckim znajdowały się w opozycji: socjaldemokratów i katolickie Centrum. Po wybuchu wielkiego kryzysu gospodarczego w 1929 r.