Archiwum Polityki

Zapach różanego olejku

W przeciwieństwie do mojej ojczyzny Hiszpania nie leży na żadnym skrzyżowaniu europejskich szlaków, przeciwnie, od reszty Europy dzieli ją wymarzona naturalna granica – Pireneje. Patrząc na historię Hiszpanii można zazdrościć im i tego położenia, i także wielu innych rzeczy. Choćby sukcesu, który odnieśli wchodząc do Unii Europejskiej, kiedy to gospodarczo zaczął się wielki skok do przodu. Jeśli chodzi o kulturę, to kiedy oglądam Hiszpanię na co dzień, wydaje mi się, że dzisiaj „hiszpańskość”, czyli konglomerat i cnót, i wad, rozwinęła się w kierunku przewagi tych pierwszych.

W relacjach polsko-hiszpańskich ubawiło mnie spostrzeżenie, że nie tylko przez wieki byliśmy granicą chrześcijaństwa (a więc granicą Europy), ale mieliśmy wspólnego sąsiada, którym było Imperium Otomanów. Nam z naszych tureckich wojen pozostały rycerskie wspomnienia. W końcu nie daliśmy się pokonać i w przeciwieństwie do Węgrów i dalej całych Bałkanów nie zaznaliśmy okrutnej okupacji. Szkody tureckiego panowania gdzie indziej ciągną się przez pokolenia, ale skoro myśmy tych szkód nie zaznali, to łudzimy się legendą o tym, że nad Bosforem przez lata rozbiorów wspominano corocznie posła z Lechistanu.

Droga przez Hiszpanię do Europy prowadzi przez Pireneje i na tej drodze dawni Arabowie spotkali się z oporem chrześcijan. Później opór ten przerodził się w słynną rekonkwistę i cała wczesna historia Hiszpanii to walka o odzyskanie półwyspu. W czasach politycznej poprawności (która łatwo się przeradza w hipokryzję) nie należałoby mieć sympatii do Hiszpanów, którzy wygnali Arabów. Myślę jednak, że przeciętny Europejczyk czuje pewną satysfakcję z tego, że od Saragossy aż po Kadyks podróżujemy po Europie, a nie po jakże obcym nam Maghrebie.

Polityka 39.2001 (2317) z dnia 29.09.2001; Zanussi; s. 113
Reklama