Archiwum Polityki

Napiszę, jak się napatrzę

Od „Pamfletu na siebie”, ostatniej opublikowanej książki Tadeusza Konwickiego, upłynęło 6 lat. Konwicki, wybitny prozaik i publicysta, a także reżyser filmowy, obchodzący w tym roku 75-lecie urodzin, zerwał w latach 90. z zawodem filmowca. Twierdził niedawno, że skończy również z pisaniem. Na początku września ukaże się „Pamiętam, że było gorąco” – wywiad rzeka Katarzyny Bielas i Jacka Szczerby z artystą, który zdradza w nim tajemnice swojej twórczości.

Tadeusz Konwicki: Dlaczego nie napisałem książki, tylko udzieliłem wywiadu? Bardzo trudne pytanie. Teraz jestem w takiej fazie życia, kiedy było mi łatwiej w kolektywie zebrać myśli. Poza tym kierowały mną pewne względy towarzyskie, dlatego wypadało mi się poddać tej miłej dziennikarskiej parze. Przy czym muszę zaznaczyć, że jest to mój portret ich autorstwa – ponieważ pewne rzeczy pominęli, inne dodali, chociaż kiedy protestowałem, że tego nie powiedziałem, przypomnieli mi, że to moja pamięć trochę szwankuje.

Dlaczego nad niczym nie pracuję? Myślę, że mój czas już się skończył. Lękam się, żeby nie być staruszkiem, który się czepia burty, bo chce zdążyć za młodzieżą. Czy pani nie widzi tych miotających się starców? Ja, ostatni mężczyzna z Wileńszczyzny, muszę zachować się z honorem. Oddaję się więc kontemplacji i obserwowaniu świata, który moim zdaniem przeżywa jakiś niezwykły skok świadomości globalnej, i to zarówno w sferze spraw społecznych, obyczajowych jak i kulturowych. I dlatego można się spodziewać, że jak się napatrzę, to może coś jednak napiszę.

Mnie się zdaje, że ludzkość przeżywa teraz jakąś euforię totalnej demokracji. Otóż proszę zauważyć, że po raz pierwszy została zrehabilitowana głupota. Na przykład czytam, że w Niemczech jakiś półanalfabeta został idolem dlatego, że jest półanalfabetą. Zwracam też uwagę, że brzydota została uznana wreszcie za wartość estetyczną. Tu nie muszę dawać przykładu, bo wystarczy spojrzeć na młodych ludzi, tłustych, tak dosłownie tłustych, z oskrobanymi głowami i w szarawarach, w których krok jest na wysokości kolan. Wydaje mi się jednak, że taka faza w rozwoju gatunku była konieczna, dlatego nie mówię o tym z potępieniem.

Polityka 36.2001 (2314) z dnia 08.09.2001; Kultura; s. 54
Reklama