Stara Wisła niedaleko Tczewa. Stąd, z domu dziadków i wujka, 2 września 2002 r. wyjechał na rowerze do sąsiedniego Lisewa, gdzie mieszkał, 11-letni Marcin S. Jego zwłoki znaleziono przy drodze, kilkaset metrów od celu podróży. Zakrwawiony nóż z rękojeścią owiniętą sznurkiem leżał w pobliskim rowie. Śledztwo prowadziły policja i prokuratura z Malborka. – Nawet nas posądzali, że może to wujek zabił i nie chce się przyznać – żali się Barbara Skotarek, ciotka zabitego.
Miejscowi zeznawali, że widzieli krążącego po okolicy rowerzystę na „góralu”. Opisywali go dość dokładnie – długie włosy, okulary, wiek 25–30 lat. Niektórzy zapamiętali jeszcze, że miał zarost. Chłopcy grający w piłkę na szkolnym boisku wyzwali obcego od „brudasów”, bo wyglądał im na fana muzyki heavy metal.
Rankiem 11 września 2002 r. policja aresztowała Tomasza K., rocznik 1978, „upośledzonego umysłowo w stopniu lekkim”. Tomasz K. cierpi ponadto na organiczne zaburzenia osobowości spowodowane urazem głowy, jakiego doznał w wypadku samochodowym. Ukończył podstawówkę specjalną w Malborku. Szkole zawodowej już nie podołał. Ma trudności z pisaniem, czytaniem, klarownym formułowaniem myśli. Kiedy skończył 18 lat, dostał niewielką rentę socjalną. Zbierał złom, żeby dorobić do renty. Okoliczne dzieciaki sobie na nim używały – wyzywały od głupków i betonów. Złościł się na nich za to. I, wedle stróżów prawa, jedna z tego typu sytuacji miała doprowadzić do zbrodni.
– Nie był niebezpieczny – twierdzą zgodnie mieszkańcy wsi. – Tu każdy był zaskoczony, kiedy policja uznała, że Marcina zabił ten upośledzony Tomek – mówi babcia zabitego chłopca. – Ale sąd go osądził. Zamydlili ludziom oczy.