Klasyki Polityki

Sam miód

Z życia szczęśliwej rodziny

Barszcz, za którym wszyscy po prostu przepadają. Barszcz, za którym wszyscy po prostu przepadają. Anna Musiałówna / Polityka
Przed ślubem Mariola poszła trzy razy pieszo na pielgrzymkę do Częstochowy, żeby Matka Boska pomogła znaleźć dobrego męża. Paweł Plona z grona Plonów zaprosił ją, uczennicę zawodowej szkoły krawieckiej, z grona Grzymałów, pod parasol, gdy wracali w deszcz do Dobregolasu. Znali się od dziecka, ale od tego deszczu się zaczęło.
Mariola ma szczęście – mówię Pawłowi – że spotkała na drodze życia takiego człowieka, tylko jej zazdrościć. A on, że to on, Paweł, ma szczęście, że spotkał taką kobietę.Anna Musiałówna/Polityka Mariola ma szczęście – mówię Pawłowi – że spotkała na drodze życia takiego człowieka, tylko jej zazdrościć. A on, że to on, Paweł, ma szczęście, że spotkał taką kobietę.

Wieś Dobrylas, nazwę tę wymawiając trzeba położyć akcent na y, leży na skraju Puszczy Kurpiowskiej. Piękna jest jak z oleodruku. Domy tu przeważnie drewniane, swojskie, a powietrze czyste jak łza.

Dobrylas podzielony jest z dziada pradziada na grona – grupy krewnych i powinowatych, mieszkających na pewnych obszarach wsi. Choć teraz już się to pomieszało. Matka Pawła Plony na przykład, z domu Śliwka, wyszła za jego ojca Plonę z grona Plonów, powiększając je o czworo dzieci, choć później trzech braci z tej czwórki osłabiło grono, wyjeżdżając ze wsi.

Grona nie mają takiej wagi jak kiedyś, teraz raczej symboliczne, i mówi się o nich teraz dzielnice, bo tak jest nowocześniej.

Ksiądz ogłaszając Obychody, które następują po Bożym Ciele, zapowiada, że najbliższa msza w intencji zdrowia, szczęścia i urodzaju będzie dla dzielnicy Grzymałów na przykład, i wtedy to grono, czyli dzielnica, składa się po parę złotych. A potem następne grono ma swoją własną mszę. Na tym polegają Obychody.

Nieszpór, też w letnie dni obchodzony, polega zaś na tym, że wszystkie dzieci od najmłodszego, ustrojone w wianki z kwiatków rozchodnika i macierzanki, otrzymują w kościele błogosławieństwo.

W ostatni nieszpór Kacperek Plona, syn Pawła, zaczął marudzić. Przyzwyczajony jest, że mama Mariola podaje mu cyca na każde żądanie i że tata huśta go, tuli, całuje, przytula, nikt na Kacperka nie krzyknie, nie powie złego słowa w złości, więc on rośnie jak pączek w maśle. Chodzi po kuchni Plonów jak wcielenie szczęśliwego rocznego dzieciaka i łap za kawałek kiełbachy. I zje. Chlebka kawałek też zje. Wszystko je. A co? Okaz zdrowia jest. Więc w ostatni nieszpór Kacperek chce w kościele possać. Sąsiadki Marioli widzą, co się dzieje, i ją zasłaniają. Kacperek ssie. Jest ślicznie.

Polityka 36.2006 (2570) z dnia 09.09.2006; Na własne oczy; s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Sam miód"
Reklama