Archiwum Polityki

Dziennik z karnawału

Była to pierwsza i ostatnia w PRL gazeta codzienna ukazująca się poza cenzurą. Jej krótkie, ale wielce znaczące istnienie opisuje jeden z jej założycieli.

Dziennik nie podlegający cenzurze? Jak to w ogóle możliwe? Przecież w PRL, w każdym razie od lat 1946–47, kiedy ostatecznie zniszczono tytuły należące do PSL i Stronnictwa Pracy, komuniści, jeśli nie kontrolowali, to przynajmniej cenzurowali wszystko, a już szczególnie prasę. Jednak – o dziwo – była taka gazeta; fenomen, przeczący wszelkim regułom systemu, istny wybryk natury. Oczywiście coś tak niepojętego nie miało prawa trwać zbyt długo, zaś zdarzyć się mogło jedynie w czasach niezwykłych – w trakcie burzliwego karnawału Solidarności.

Po roku działalności Solidarność (zrodzona ze strajków sierpniowych w 1980 r., zarejestrowana na jesieni tegoż roku) skupiała już niemal 10 mln członków. Wszelako organizacja tak potężna nie miała własnej gazety. Owszem, wprawdzie wychodził długo oczekiwany „Tygodnik Solidarność”, ukazywały się periodyki regionalne i bezlik biuletynów komisji zakładowych. Pomińmy tu bezdebitowe pisma z przedsierpniowym rodowodem, bo to kategoria odrębna. W sumie składało się to na imponujący skalą i zasięgiem wysiłek wydawniczy.

Jednak brak codziennego ogólnopolskiego dziennika dawał się we znaki. Okazją do pierwszego wyłomu stał się Krajowy Zjazd NSZZ Solidarność w Gdańsku, trwający (w dwóch turach rozdzielonych przerwą) od września do października 1981 r.

Sam pomysł narodził się latem 1981 r.,

w moim mieszkaniu, w dość wąskim gronie. W spotkaniu uczestniczyli szef BIPS, czyli Biura Informacji Prasowej Solidarności, Aram (Arkadiusz) Rybicki, dalej Marian Terlecki, który w tymże BIPS tworzył zawiązki solidarnościowej telewizji, no i ja, kierujący warszawskim oddziałem BIPS. Obecność reżysera Marka Piwowskiego, twórcy niezapomnianego „Rejsu”, miała charakter raczej towarzyski, ale i on zasilał nas luźnymi, choć celnymi opiniami.

Polityka 35.2007 (2618) z dnia 01.09.2007; Historia; s. 67
Reklama