Archiwum Polityki

Moja słabość do talibów

1 Afgańscy talibowie prowadzący obecnie artyleryjski ostrzał wrogich sobie bóstw, owszem, nie są koneserami sztuki, są za to ludźmi głęboko wierzącymi. Często to zresztą idzie w parze, rzeczywista religijność powinna i w zasadzie musi wykluczać inne kulty, kult sztuki także. Rzeczywista religijność powinna i w zasadzie musi sztukę mieć w pogardzie, jedyne dzieła, jakie się liczą, to są dzieła Boże, ludzkie kreacje to jest marność. Ludzkie kreacje sławiące wielkość Bożą? Zwyczajne to jest mataczenie, dorabianie rzekomo duchowego alibi do estetycznej pustoty. Pan Zastępów nie po salach muzealnych, a po swych ogrodach zwykł się przechadzać, my zaś niby mając złożone do modlitwy ręce w istocie grzesznie się sycimy obnażeniem perwersyjnie udręczanej chrześcijanki. (Najlepiej, jakby to była modelka Magda Mielcarz).

2 Mam słabość do talibów, ponieważ mam silną, trwałą i bez podstaw (chwiejnym uczyniłeś mnie Panie) słabość do ludzi, co swoją wiarę, swoją religię, swoją duchowość traktują z powagą śmiertelną. Słabość tę przerasta we mnie jedynie niechęć do faryzejskich obłudników, (tak jest, do ciebie mówię, ciulu). Jak prawdziwie wierzysz, jak czcisz, jak wyznajesz, to równie prawdziwie ukorz się, wybacz i generalnie sypnij groszem, podziel się majątkiem i płaczliwie nie skamlaj, że pytanie: ile starożytnych dzieł sztuki zostało startych w proch chrześcijańskim buciorem? – to jest demagogia.

3 Mam słabość do talibów, ponieważ poważnie traktują oni swoich przeciwników. (Przeciwnik, którego traktuje się poważnie, to jest taki przeciwnik, którego trzeba zmiażdżyć, pojmać albo przekonać – najlepiej wszystko naraz). Poważnie traktują oni wrogie sobie bóstwa i wyciągają przeciwko nim najcięższe armaty.

Polityka 11.2001 (2289) z dnia 17.03.2001; Pilch; s. 99
Reklama