Archiwum Polityki

Cytaty

Kilka pokoleń obywateli Mongolii nie miało nazwisk. Ludziom musiały wystarczyć tylko imiona – to bardziej poetyckie niż suchy numer, ale tak czy inaczej oznaczało kradzież osobowości, zatarcie korzeni, przynależności rodowej. A wszystko to w ramach zainicjowanej w 1925 r. walki z feudalną przeszłością. W rezultacie w samym Ułan Bator było 10 tys. pań Altantsetseg (czyli Złotych Kwiatów) i tyle samo Narantsetseg (Słoneczników). Po 1990 r. i tu wszystko się zmieniło. Powrócił do łask Czyngis-chan, buddyzm lamów, pojawiła demokracja parlamentarna i... prawo do nazwiska. Okazało się, że trzeba zaczynać prawie od zera. 60 proc. Mongołów po prostu nie znało swojego nazwiska rodowego. Kwerendy w bibliotekach i archiwach przynosiły niespodziewane rezultaty: czyjś ród nazywał się Doloon Sogtuugiinkan, Rodzina Siedmiu Pijaczków, inny – Khaltar Guiczyguinnken, Rodzina Psa z Brudną Mordą. To nie mogło się podobać ani przyjąć. W sukurs przyszedł pierw-szy mongolski kosmonauta Guragcza. Zerwał z przeszłością i nazwał swoją rodzinę Sansar, czyli Kosmos. W ślad jego pionierskiej decyzji poszli inni, przedkładając nad tradycję własną inwencję.

Le Monde, Paryż

Polityka 24.2001 (2302) z dnia 16.06.2001; Cytaty; s. 14
Reklama