W lutym tego roku reżyser Beniamin Geissler odkrył na ścianach prywatnego mieszkania w Drohobyczu freski. Polscy i ukraińscy historycy sztuki stwierdzili bez wątpienia, że ich autorem jest Bruno Schulz. Geissler otrzymał obietnicę władz Drohobycza, że będą strzec malowidła i nie dopuszczą do niego nikogo, zwłaszcza dziennikarzy. Aż do czasu, gdy nakręci swój film „Znaleźć obrazy”. W budynku miało powstać muzeum Schulza. Wcześniej jednak przyjechali do Drohobycza przedstawiciele instytutu Yad Vashem, wycięli ze ściany część fresków i wywieźli do Jerozolimy.
Elita miasta wciąż jest w szoku: – To historyczne przestępstwo przeciw polsko-żydowsko-ukraińskim Kresom – mówi o kradzieży dzieła Brunona Schulza prof. Dora Katsnelson, filolog, badaczka Mickiewicza i Schulza. I dodaje, że stało się to z aprobatą władz lokalnych, które dyskredytują twórczość artysty. Bo pisał po polsku i był Żydem. Storpedowano budowę pomnika Schulza, gdyż zdaniem władz nie warto stawiać pomników obcym, skoro nie mają ich jeszcze swoi.
– Istnieje realne zagrożenie, że zniknie także reszta tego unikalnego malowidła, bo zabierając freski przedstawiciel Yad Vashem zapowiedział, że po nie wróci. Dlatego wystąpiliśmy do milicji o ustanowienie ochrony domu, willi Landaua oraz mieszkania Kałużnych, gdzie na ścianie spiżarni odnaleziono freski – opowiada Igor Meniok, wicedyrektor Centrum Kultury i Sztuki Sputnik w Drohobyczu.
Pięć malowideł
Obok willi nr 14 przy ul. Tarnowskiego zwanej willą Landaua (Feliks Landau był szefem gestapo w Drohobyczu) nie ma milicji, ochrony ani gapiów. Piękną kiedyś budowlę zdołał naruszyć ząb czasu.