Klasyki Polityki

Eksmisja z Wichrowych Wzgórz

Wójt gminy Lubsza w województwie opolskim na kartce formatu A3 zapisał nazwiska pięćdziesięciu rodzin z czerwonych kontenerów. Wójt gminy Lubsza w województwie opolskim na kartce formatu A3 zapisał nazwiska pięćdziesięciu rodzin z czerwonych kontenerów. Grzegorz Klatka / Polityka
Wójt gminy Lubsza w województwie opolskim na kartce formatu A3 zapisał nazwiska pięćdziesięciu rodzin z czerwonych kontenerów, dzieląc je na P. i N., czyli Powodzian i Niepowodzian.

Dwadzieścia dziewięć spośród tych rodzin zalega z komornym. W zeszłym roku gmina wysłała im ostrzeżenia, po których ludzie zebrali się w sobie i zapłacili chociaż część długu albo napisali podania o rozłożenie na raty. Ale czternaście nazwisk wcale się nie zainteresowało i teraz mają na wójtowej kartce kreskę – będą eksmitowani.

Trzydzieści jeden nowiutkich drewnianych baraków malowanych na czerwono podarowało polskim powodzianom Królestwo Szwecji. Jesienią 1997 r. stanęły pod lasem, na uboczu wsi, a w każdym były dwa mieszkania, gaz, prąd, woda i wadliwa wentylacja. Jeśli ktoś miał pod kontenerem ogródek, to latem nie wzeszły mu pomidory i ogórki, bo wokoło tylko piachy, bez jednego drzewa, jak na patelni. Zimą zawiewa śniegiem, latem wieje piachem, więc gmina mówi na osiedle szwedzkich kontenerów Wichrowe Wzgórza.

Eksmisja to pomysł wójta Wojciecha Jagiełłowicza, który w wielu mieszkańcach Wichrowych Wzgórz widzi margines i cwaniactwo, stąd inicjał N. Niepowodzianin to taki, który co prawda był zameldowany w rejonie powodziowym, ale mieszkał gdzie indziej. I z tytułu meldunku kontener otrzymał. Wójt wspomina tego, któremu szwedzki barak w Lubszy potrzebny był do spotkań z kochanką. I tą, która ma nieślubne dziecko i z tego powodu nie wraca do odnowionego domu rodziców. A znowu inni nawet w domu nie mieli tak dobrych warunków jak w baraku, chociaż to prowizorka i nie spełnia wymogów mieszkania, choćby ze względu na za niski sufit. – Mnie o wiele bardziej żal takich, którzy pozaciągali kredyty na remonty domów, a teraz ledwo koniec z końcem wiążą – mówi Wojciech Jagiełłowicz.

Na przykład znajomy wójta, który pół roku przed powodzią przejął ojcowiznę w gminie Lubsza, a potem przez cztery tygodnie miał na posesji stan wody dwa i pół metra, odnowił dom za kredyt i spłaca.

Polityka 26.2000 (2251) z dnia 24.06.2000; Kraj; s. 26
Reklama