Fakt, że nie było w Wehrmachcie oddziałów polskich, zawdzięczamy w największej mierze zdecydowanemu oporowi Polaków wobec współpracy z okupantem. Z drugiej jednak strony propozycje utworzenia polskich formacji, wysuwane przez środowiska gotowe do kolaboracji, były aż do końca 1944 r. kategorycznie odrzucane przez Berlin. Pierwsze pomysły powołania takich oddziałów pojawiły się bezpośrednio po zakończeniu kampanii wrześniowej w warunkach głębokiego rozczarowania i zbiorowego stresu. Jest ziarno prawdy we wspomnieniach germanofila Władysława Studnickiego, który napisał, że jesienią 1939 r. „przychodzili do mnie ludzie z różnych środowisk społecznych, reprezentujących różne kierunki polityczne. (...) Uważali oni, że należałoby pertraktować z Niemcami, utworzyć Komitet Narodowy, wysłać do Berlina jakąś delegację, że trzeba ratować, co się da. Mówili, że jest moim obowiązkiem wziąć sprawy w swoje ręce”. Płaszczyzną porozumienia miał stać się spodziewany konflikt niemiecko-radziecki. „Nie macie materiału ludzkiego – tłumaczył Niemcom Studnicki – aby obsadzić to terytorium i zabezpieczyć wasze linie komunikacyjne. Zatem bez odbudowy Polski, bez odtworzenia wojska polskiego wojnę z Rosją przegracie”. Propozycje zawarł w złożonym 20 listopada 1939 r. „Memoriale w sprawie odtworzenia Armii Polskiej i w sprawie nadchodzącej wojny niemiecko-sowieckiej”.
Armia owa, powołana przez choćby prowizoryczny polski rząd, w ewentualnym pochodzie na Rosję obsadziłaby tereny do Dniepru, Niemcy zaś po Don i Kaukaz. Wyszukaniem odpowiednich oficerów, wykazujących „zrozumienie niebezpieczeństwa”, zajęłaby się stworzona przez Studnickiego organizacja. Pomysłodawca zauważał jednak, że oddziały mogłyby walczyć wyłącznie na wschodzie.