Archiwum Polityki

„Toga strachem podszyta”

Aleksander Chećko zabierając głos w toczącej się na łamach prasy dyskusji na temat kondycji trzeciej władzy (POLITYKA 14) w sposób jak zwykle profesjonalny przedstawił problem bezpieczeństwa sędziów, prokuratorów i innych uczestników postępowania sądowego.

Autor po nostalgicznym śródtytule „Gdzie są woźni z dawnych lat” stwierdził, że „dawny profesjonalny woźny znakomicie dyrygował ruchem. Potrafił też wypatrywać osobę niezrównoważoną psychicznie, miał prestiż, który gwarantował porządek, a sądowi należny szacunek”.

Pogląd ten jest niezwykle trafny i winien zostać upowszechniony, a instytucja tzw. woźnego sądowego (w tym właśnie znaczeniu, a nie dozorcy czy palacza tak jak jest obecnie) reaktywowana. (...) Oczywiste jest, iż ponowne wprowadzenie woźnych byłoby tylko jednym ze środków podnoszących bezpieczeństwo sądów, albowiem w poważniejszych przypadkach konieczna jest obecność policji sądowej (której liczebność winna ulec zwiększeniu), a nadto wyposażenie gmachów sądów w odpowiednie zabezpieczenia techniczne. Z tym jednak, iż w przeciwieństwie do innych środków zabezpieczenia reaktywowanie tej instytucji nie wymagałoby większych nakładów finansowych. Jest to możliwe z uwagi na to, iż faktyczny czas pracy woźnego na sali rozpraw nie przekraczałby 4–5 godzin dziennie, pozostałe godziny urzędowania przeznaczyłby na doręczanie przesyłek sądowych. (...)

Może więc dobrze byłoby wrócić do sprawdzonych w przeszłości wzorów i przy tworzeniu przepisów nowej ustawy o ustroju sądów powszechnych uzupełnić przewidziane w niej grupy pracowników o woźnych sądowych.

Jerzy Żuralski, prezes Sądu Rejonowego w Wąbrzeźnie

Polityka 24.2000 (2249) z dnia 10.06.2000; Listy; s. 98
Reklama