Dwukrotnie w minionym tygodniu kilkudziesięcioosobowe bandy młodych chuliganów napadły na publiczne lokale gdzieś, hen w Polsce.
Doszło do wymiany strzałów z ochroną, do ranienia Bogu ducha winnych ludzi i dewastacji mienia. Policja raz interweniowała, za drugim razem przyjechała za późno, lecz „jest na tropie”.
Nie pierwszy raz zwykli obywatele, a nawet organy ścigania ustępują pola prymitywnym dresiarzom z kijami, obciętym na łyso. Ich przyszłe sprawy sądowe – nawet jeśli do nich dojdzie – mogą skończyć się „z braku dostatecznych dowodów” wyrokami symbolicznymi lub niczym.
Jak więc karać zdeprawowanych, śmiejących się państwu w twarz, rzezimieszków, skoro kpią oni sobie z groźby kilku lat pozbawienia wolności, a drakońskie kary nie byłyby adekwatne?
Może warto – istniejącym wciąż wzorem kilku zachodnioeuropejskich krajów – wprowadzić w Polsce karę ciężkich robót? Jak na polskie warunki u progu XXI wieku pomysł to może niezbyt humanitarny, lecz przynajmniej z muskulatury młodych ludzi byłby lepszy użytek.