Unia Wolności zawarła z rządem porozumienie o poparciu budżetu, co gwarantuje parlamentowi dotrwanie do końca kadencji. Budżet jest zawsze najbardziej polityczną z ustaw, a więc i to porozumienie ma charakter polityczny, a strony liczą w nim zyski i straty. Na razie widać wyłącznie zyski mniejszościowego rządu. Nie wiadomo bowiem, co tak naprawdę Unia uzyskała, jeśli nie liczyć owej słynnej już wymiany – Leszek Balcerowicz na prezesa NBP w zamian za poparcie budżetu – której zresztą skwapliwie się wypierano. Czy przy okazji negocjowania porozumienia, dającego rządowi jeszcze kilka miesięcy życia, premier zobowiązał się na przykład, że skończy z żenującą awanturą o PZU, że zacznie się na powrót zahamowana prywatyzacja, że nastąpi jakaś próba przerwania coraz bardziej widocznego procesu partyjnego rozdrapywania państwa i budowania układów personalno-finansowych na czas po wyborach? Jeżeli Unia Wolności te kwestie, które są przecież dla niej tak ważne, podniosła i uzyskała jakieś zobowiązania, to dlaczego nie potrafiła ich przekazać opinii publicznej? Jeżeli ich nie negocjowała, to oznacza, że zwyciężyły przedwyborcze rachuby i pozostała tylko tamta prosta wymiana: prezes NBP w zamian za budżet.