To duża strata dla inicjatywy trzech. SKL, chociaż trudno ocenić jego społeczną popularność, ma mocne struktury i solidną pozycję polityczną w terenie, a więc to, czego brakuje teraz najbardziej szefom Platformy. „Platforma Obywatelska potrzebuje silnej idei konserwatywnej, dobrych działaczy lokalnych, mądrych propozycji dla polskiej wsi. Dlatego tak ważnym i pożądanym partnerem jest Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe” – napisał do władz tej partii Donald Tusk. Poza wszystkim chciał też w ten sposób złagodzić złe wrażenie, jakie powstało po jego wypowiedzi dla „Najwyższego Czasu”, w której podał w wątpliwość obecność na listach wyborczych Platformy Jana Marii Rokity, gdyby SKL przyłączył się do PO.
I to właśnie Jan Maria Rokita, prezes SKL, przekonywał gorąco Radę Polityczną do pozostania w AWS. Twierdził, że propozycja Platformy skierowana jest w istocie do poszczególnych członków SKL, a nie do całej partii, która w efekcie, w niedługiej perspektywie musiałaby się rozwiązać. Liderzy Platformy, zdaniem Rokity, mają silne poczucie misji, chcą mieć prawo do decydującego głosu przy zatwierdzaniu list wyborczych i zażądali, aby żadne wypowiedzi szefów SKL nie były sprzeczne z programem Platformy. „Zepchnęłoby to nas do roli politycznego petenta, utracilibyśmy suwerenność, a decyzja o przystąpieniu do Platformy będzie nieodwracalna” – ostrzegał prezes SKL. Poparł go mocno w tym stanowisku Wiesław Walendziak, powątpiewając w możliwość realizowania w Platformie programu konserwatywnego. „Nie ma konserwatywnej polityki poza prawicą – dowodził wiceszef SKL – jednak w ramach AWS coś się udało, choćby lustracja czy konkordat, a co zrobił w tych sprawach Jan Krzysztof Bielecki (przeszedł z UW do Platformy, przyp.