Bill Clinton jedzie do Moskwy głównie po to, by odkryć, kim jest Władimir Putin: czy groźnym namiestnikiem KGB, anty-Gorbaczowem marzącym o odbudowie imperium sowieckiego, czy przyjacielem Ameryki, z którym „można robić interesy”. A zwłaszcza ubić interes rakietowy.
O robieniu interesów z Putinem Clinton mówił już wkrótce po zmianie na Kremlu. Naraził się tym krytykom wypominającym mu, że schlebia politykowi, który objął rządy dzięki krwawej rozprawie z Czeczeńcami. Sformułowanie amerykańskiego prezydenta, będące kopią słynnego powiedzenia Margaret Thatcher o Michaile Gorbaczowie, nie było fortunne – Putin w przeciwieństwie do autora pierestrojki sygnalizuje zamiar ukrócenia demokracji. Wyrażało jednak dość przemyślany optymizm, podzielany przez znaczną część amerykańskiego establishmentu.
Polityka
23.2000
(2248) z dnia 03.06.2000;
Świat;
s. 48