Ludzkość wchodzi w wiek XXI.
Naród polski schodzi na psy. W Polsce liczba dzieci spada. Liczba psów rośnie. Pies jest wygodniejszy od dziecka. Można go zostawić w lesie. Można uśpić. Pies lepiej niż dziecko zaspokaja potrzeby uczuciowe człowieka. Żadne dziecko tak nie czeka na matkę jak pies na panią. Dziecko płacze? Nie każde. A pies? Ileż wycia. Dziecko jest przyczyną zgryzoty. Pies może ugryźć, duży pies – zagryźć. Ale czy dziecko nie bije rodziców? Bywa, że bije. Może też zabić. Złego psa łatwiej się pozbyć niż złego dziecka. I to raczej złe dziecko pozbędzie się dobrej matki niż zły pies dobrej pani.
Zamożni dorabiają się samochodów coraz wyższej klasy i psów coraz lepszej rasy. Dzieci zjawiają się przypadkiem i bywa to traktowane jak zjawienie się choroby czy kalectwa. Biedni dawniej dorabiali się przede wszystkim dzieci. Im biedniejszy, tym więcej miał dzieci. Dziś to się zmienia wskutek modelu życia lansowanego przez wszechobecną telewizję. Nikt nie chce się dla nikogo poświęcać, również dla własnych dzieci. Od dziecka lepszy jest pies, który sam się wyżywi. A jeśli zacznie skamleć o żarcie, zawsze może zniknąć, a to na bezludziu przywiązany do drzewa, a to jako surowiec w pokątnej wytwórni wędlin.
Nigdzie w Europie nie ma takiej masy tak rozpanoszonych i rozwydrzonych psów. W Hiszpanii nie do pomyślenia jest, żeby pies chodził luzem i paskudził, gdzie chce, jak w Polsce.
– Pies, a gdzie dziecko? – mówię, widząc młodą kobietę z psem. – Trzeba mieć dziecko.
– Z panem? – pyta ironicznie.
Byliśmy z żoną na filmie „Prymas” – o internowaniu prymasa Wyszyńskiego w czasach bierutowskich.