Kwietniowy afisz Teatru Telewizji przyniósł wiele satysfakcji miłośnikom dobrego aktorstwa, wywołał też zapewne westchnienia zazdrości w dyrektorskich gabinetach. Największa scena w Polsce, mogąc do każdej sztuki kompletować obsady marzeń, jest w stanie wychodzić obronną ręką z przedsięwzięć, które wszędzie indziej byłyby więcej niż ryzykowne.
Bo nic nie zdołałoby uratować „Skowronka” Jeana Anouilha, literatury teatralnej straszliwie już dziś naiwnej, anachronicznej w konstrukcji dramatycznej, w środkach wyrazu – gdyby nie obsada roli tytułowej. Nic się nie broni w przedstawieniu Krzysztofa Zanussiego: ani aranżacja sądu nad Joanną d’Arc na współczesne studio telewizyjne, ani importowany do jednej z ról Bohdan Stupka; broni się jedna jedyna Kinga Preis. W tej aktorce od jej debiutu w „Kasi z Heilbronnu” płonie niesamowity ogień, ekspresja gry łączy się z wewnętrznym skupieniem, które przykuwa do niej wzrok widza w każdej sekwencji spektaklu. Wymarzona Joanna, niech się sto Mill Jovovich schowa. Tylko ona mogła tchnąć życie w perfumowany francuski papier.
A czy warto by było grać „Związek otwarty” Dario Fo i Franki Rame bez Krystyny Jandy? Jakże łatwo zmienić ten tekst w tanie banały! Tymczasem Janda, gdzieś bodaj od „Shirley Valentine”, rozwija swą komediową kreację współczesnej kobiety, przebojowej i pełnej zatupywanych lęków jednocześnie, trochę egzaltowanej, trochę autoironicznej, patrzącej na siebie z sympatycznym pobłażaniem, które łatwo udziela się widzom, ale w sumie mądrzejszej niż głupstwa, w których tkwi. W telewizyjnym spektaklu do pomysłu na postać dołożyła (już jako reżyser) przemyślną, efektowną formę widowiska tudzież Marka Kondrata jako bardzo lojalnego partnera.