Rosną polityczne szanse na uchwalenie budżetu na 2001 r., a tym samym na dotrwanie parlamentu do końca kadencji, maleją jednak szanse, by był to budżet gospodarczej racjonalności. Wskazuje na to klimat, w jakim toczy się debata na temat ustawy okołobudżetowej, kiedy to okazało się, że praktycznie żadna z rządowych propozycji ograniczenia wydatków nie znalazła uznania, nie tylko opozycji, ale także we własnych szeregach.
Na kilka miesięcy przed wyborami prawie nikt nie chce poprzeć zmiany w Karcie Nauczyciela, by naprawić oczywisty błąd, choć finansowe skutki pozostawienia dotychczasowego przepisu odczuwane będą nie tylko w przyszłym roku. Nikt nie chce zamrożenia zasiłków rodzinnych i wychowawczych. Planowane oszczędności znikają, a pojawiają się wydatki. Na razie pod znakiem zapytania stanęły oszczędności przekraczające 3 mld zł.
Mniejszościowy rząd przechodzi ciernistą drogę zaspokajania roszczeń każdej grupy posłów, każdego resortowego lobby, by zyskiwać głosy potrzebne do obrony budżetu. Może jednak nadejść taki moment, że już nie będzie czego bronić, że polityczne przedwyborcze kalkulacje zjedzą ten budżet do reszty. I może się okazać, że scenariusz wcześniejszych wyborów jest jednak lepszy od rozkładania finansów państwa.