87 godzin
pracy tygodniowo
Krzysztof C., l. 37, właściciel kiosku warzywno-owocowego na targowisku na warszawskim Bemowie:
– Wstaję około trzeciej rano. Zimą wcześniej, żeby odśnieżyć Żuka i rozgrzać silnik. O czwartej, wpół do piątej muszę być na giełdzie na Okęciu, gdzie z reguły kupuję u stałych producentów albo pośredników. Na giełdę jeżdżę prawie codziennie, żeby mieć świeży konkurencyjny towar. O szóstej, szóstej trzydzieści rozkładam towar. Tuż po siódmej przychodzą pierwsi klienci, zwykle emeryci. Po ósmej dołącza żona, która wcześniej wyprawia córki do szkoły. Wtedy mam trochę oddechu, ale kiedy jest ruch, w piątki czy przed jakimiś świętami, to pracujemy razem na cztery ręce. Żona handluje do 13–14. Potem idzie gotować obiad. Wraca o 16–16.30 i wtedy ja idę – mieszkamy obok bazaru – na obiad. Wracam o 17–17.30 i handlujemy, jak teraz, do 18.30–19.00. Latem dłużej, czasem nawet do 21. Potem trzeba schować towar, posprzątać, zrobić rachunki. Przed jedenastą, kiedy wracam do domu, oczy się same kleją. W soboty pracujemy do 13–14. Tylko w niedziele można się wyspać i wtedy ja nie ruszam się z łóżka do ósmej, a nawet dziewiątej. Ale i tak budzę się o trzeciej, tyle że o czwartej, piątej znowu zasypiam. Nie narzekam, bo po sześciu latach prowadzenia kiosku dwa lata temu zamieniliśmy mieszkanie na większe (na dwa pokoje z kuchnią), a w zeszłym roku byliśmy dwa tygodnie na urlopie w Hiszpanii. W tym roku planujemy jechać do Turcji.
86 godzin
Jan J., l. 32, właściciel baru:
Zaczyna dzień o 7.30, ale pracuje siedem dni w tygodniu, czasem do północy.