Rozpoczęła się długo zapowiadana akcja kolczykowania sześciu milionów sztuk polskiego bydła – czyli pierwszy etap wdrażania unijnego Systemu Identyfikacji i Rejestracji Zwierząt. Od początku szło z tym jak po grudzie. Najpierw był problem z wyłonieniem dostawcy kolczyków. Ostatecznie rynek podzielono między trzy firmy, każda miała dostarczyć i rozwieźć do powiatowych i regionalnych biur ARiMR po dwa miliony par krowiej biżuterii. Zgodnie z zawartymi umowami pierwsza partia kolczyków miała zostać dostarczona do 15 listopada. Niestety, dostawa spóźniła się, podobno kolczyki zatrzymano na granicy.
Kiedy wreszcie dotarły, lekarze ruszyli do akcji. Pierwszą krowę zakolczykowano 26 listopada w miejscowości Grabów, gmina Izbicko, powiat Strzelce Opolskie, w gospodarstwie indywidualnym Roberta Radzieja, właściciela dziewięciu sztuk bydła. Ma na imię Muki i liczy sobie 6 lat. Wszystkie te dane znajdą się w paszporcie, jaki otrzymują zwierzęta. Paszport uprawnia do sprzedaży bydła i pozwala kontrolować pochodzenie każdej sztuki. Niestety, kolczyków wciąż brakuje, bo firmy zajmujące się dostawą produkowanych za granicą kolczyków nie wywiązują się z umowy. Jak mówi Roman Maj, kierownik Biura Powiatowego ARiMR w Strzelcach Opolskich, w powiecie opolskim z siedmiu ekip weterynarzy pracują tylko dwie. Podobnie jest w innych rejonach. Tymczasem zgodnie z przymiarką wewnętrzną ARiMR kolczykowanie powinno się zakończyć w połowie lutego. A musi do końca marca. Wpadka może sprawić, że rolnicy nie otrzymają unijnych dopłat bezpośrednich.