Końca historii z pewnością nie będzie. Przeciwnie, u kresu XX wieku mamy często przekonanie – my Polacy, my Europejczycy, my ludzie – że zaczynamy tworzenie historii od nowa, że słabnie nasz związek z przeszłością, że tkwimy po uszy w teraźniejszości, a przyszłość („rozszerzona teraźniejszość”) niesie nie tylko ryzyko, ale i nowe możliwości. Ufajmy, że człowiek, istota rozumna i obdarzona inwencyjnością, potrafi wyciągnąć wnioski z doświadczeń naszego stulecia i wybrać sobie nowe, bardziej bezpieczne drogi.
1. Wielkie nadzieje. Przed stu laty na perspektywy nadchodzącego XX wieku spoglądano z optymizmem. Wielką popularność wśród elit zdobyła filozofia społeczna Herberta Spencera: obiecywała ludziom powolny, lecz nieuchronny postęp pacyfizmu, zanikanie konfliktów społecznych, nacjonalizmów, dyktatorskich metod rządzenia, a zarazem wzrost spontaniczności, wolności, materialnego dostatku. Wskrzeszona u schyłku XIX w. idea olimpijska (igrzyska w Atenach, 1896) niosła nadzieję, że – tak jak w starożytności – państwa oraz narody zapomną o konfliktach i nienawiściach w przyjaznej rywalizacji sportowej.
Polityka
1.2000
(2226) z dnia 01.01.2000;
Raport;
s. 10