Archiwum Polityki

PSL – kongres dobrego samopoczucia

Polskie Stronnictwo Ludowe zaprezentowało się na swoim VII Kongresie jako partia sukcesu. Parlamentarna klęska wyborcza z 1997 r. została, zdaniem prezesa Kalinowskiego, ostatecznie przezwyciężona w wyborach samorządowych. Stronnictwo ma być co najmniej trzecią siłą polityczną w kraju; ma zastąpić w tej roli Unię Wolności, która jest w oczach działaczy PSL ostoją znienawidzonego przez ludowców liberalizmu. Na Kongresie populizm szedł w parze z dobrym samopoczuciem. Usłyszeliśmy o „wywłaszczaniu narodu i demontażu państwa”, o wyprzedaży banków, o bezdomnych, zamarzniętych i umierających przed bramą szpitala. Najmniej mówiono o potrzebie reform na wsi, o wysiłku, jaki czeka rolnictwo przed wstąpieniem kraju do Unii Europejskiej. Uczestnikom zjazdu spodobała się wizja Kalinowskiego – PSL jako elastyczne ugrupowanie, które niczym nie wiąże sobie rąk i ma otwarte drzwi do wszelkich koalicji. Hasło, iż PSL – podobnie jak prawda – leży pośrodku, wzbudziło entuzjazm delegatów. W kuluarach głośno mówiło się o odnowieniu naturalnej koalicji SLD–PSL po zbliżających się wyborach parlamentarnych oraz o podziale ról: ludowcy będą jednoczyć chłopską flankę, cywilizować Leppera, Serafina i „Solidarność” RI, a SLD weźmie na siebie Unię Pracy. Jednocześnie Kalinowski wyraźnie ostrzegł ewentualnego partnera z lewicy, że na żadną kontynuację liberalnej polityki się nie zgodzi. PSL zamierza być ugrupowaniem, z którym rządzi się być może trudno, ale bez którego rządzić się nie da.

Mariusz Janicki

Polityka 14.2000 (2239) z dnia 01.04.2000; Komentarze; s. 13
Reklama