Archiwum Polityki

Przywiązani do języka

Polszczyzna – dialekt lokalny?

Artykuł Mai Wolny rozpoczyna się od rozważań nad stwierdzeniem, że „polszczyźnie grozi wyginięcie”, przypominając większość argumentów wytaczanych zwykle w obronie tej opinii. Stwierdzenia językoznawców na temat wymierania języków są zwykle bardzo ogólne, takie jak te Michaela Kraussa z USA, który powiada, że „za sto lat 90 proc. spośród używanych dziś języków będzie martwych lub zagrożonych”. O wiele ostrożniej językoznawcy wypowiadają się na temat języków naprawdę zagrożonych. Jeszcze więcej ostrożności wykazują pytani o prognozy wymarcia konkretnego języka. Jest ona uzasadniona, gdyż tu bardzo łatwo można się pomylić, jak pokazuje choćby przykład języka retoromańskiego. Kiedy po okresie Wiosny Ludów cała Europa przeżywała okres rozkwitu języków i kultur narodowych, w tym tzw. języków małych, przedstawiciele retoromańskiej elity uwierzyli, że ich język jako wymierający nie ma przed sobą przyszłości, a koniec jego istnienia przewidywali na 1930 r. Jak wygląda sytuacja dziś, w 70 lat po domniemanej śmierci retoromańskiego? Liczbę mówiących nim we Włoszech i w Szwajcarii ocenia się na ok. 700 tys. („Ludy i języki świata”, PWN 2000, s. 179), natomiast problemy pozostały te same co w XIX w.: brak jednego, wspólnego języka, czemu towarzyszy rozbicie na trzy duże dialekty używane przez Friulów, Ladynów i Romanów, które z kolei dalej dzielą się na mniejsze gwary.

W cytowanym przez Maję Wolny „Orędziu o stanie języka na przełomie tysiącleci” pod red. Walerego Pisarka podaję australijskie dane statystyczne dotyczące zachowania języków etnicznych przez poszczególne grupy. Otóż Polacy plasują się na czwartym miejscu (po Wietnamczykach, Turkach, Grekach i Włochach), zachowując swój język w 73,3 proc. w pierwszej generacji, 39,3 proc.

Polityka 40.2000 (2265) z dnia 30.09.2000; Kultura; s. 50
Reklama