Dwa tygodnie temu przypomniałem mrożącą krew w żyłach plotkę, jakoby w czasach euforii po rewolucji bolszewickiej rozważano możliwość używania więźniów do egzekucji w trakcie teatralnych spektakli. Historia ta może być prawdziwa, ale może i nie być. Nie wiadomo nic w każdym razie, żeby takie fakty miały miejsce. Oburzenie budzi sam pomysł, o ile naprawdę miał miejsce, a nie został później wymyślony po to, by wywołać dreszczyk grozy.
Na zasadzie podobnej plotki natknąłem się na wiadomość, że w tym samym okresie euforii próbowano eksperymentować na polu genetyki. Ludzkość już od dawna spożywa owoce krzyżówek wymuszonych na matce naturze. Urzekający smak grapefruita jest tego przykładem. W świecie zwierząt o wiele dawniejsza jest historia konia skrzyżowanego z osłem i wprawdzie obraz muła nie jest sam w sobie romantyczny, ale zdaniem rolników w krajach śródziemnomorskich jest to mieszanka pożyteczna, o czym wiedzą też armie nawet z czasów pierwszej i drugiej wojny światowej.
Pomysł, który podjęto we wczesnych latach Republiki Rad, polegał ponoć na tym, by skrzyżować człowieka z którymś z jego człekokształtnych pobratymców. Chodziło bodajże tylko o szympansa, choć dziś biologowie mogą twierdzić, że wybór nie był w pełni trafny. Fakt, że eksperyment się nie powiódł, nie oznacza, że ludzki umysł poniósł trwałą porażkę. Przy dzisiejszej znajomości genów poszło by zapewne dużo łatwiej; może w grę wchodziłby wcale nie szympans, lecz goryl czy orangutan. Jeśli jeszcze dzisiaj nie wiemy, jak to zrobić, to za chwilę będziemy wiedzieli. I co wtedy?
Łatwo puścić wodze fantazji tam, gdzie chodzi o zwykłe ulepszenie naszego gatunku homo sapiens. Możemy sobie wyobrazić proces podobny do tego, jaki prowadzą na przykład wytwórcy współczesnych pojazdów.