Jak narodził się „Kabaret”, muzyczna opowieść o przeciętnej szansonistce w dekadenckich czasach Republiki Weimarskiej? Najpierw były opowiadania Christophera Isherwooda zebrane w tomie „Goodbye to Berlin” (wyd. 1935 r.). Potem sztuka Johna Van Drutena „I Am a Camera”, którą na musical przerobił Joe Masteroff. Piosenki dopisał duet John Kander (kompozytor) i Fred Ebb (autor tekstów). Prapremiera eksperymentalnego (jak na owe czasy) musicalu odbyła się 20 listopada 1966 r. w teatrze Broadhurst na Broadwayu.
Ten musical – zupełnie inny niż modne wówczas raczej mało ambitne śpiewogry, od razu wzbudził wielkie zainteresowanie. Po raz pierwszy od upadku hitleryzmu ktoś zdecydował się opowiedzieć o społecznej genezie III Rzeszy w mrocznej scenerii berlińskiego nocnego klubu. Autorzy pozwolili sobie na jeszcze jeden prowokujący manewr: w musicalu zagrała Lotte Lenya, wdowa po Kurcie Weillu. Na broadwayowskiej scenie odżył na chwilę zepsuty Berlin, który miał się stać centrum zbrodniczego systemu.
Na filmową adaptację trzeba było czekać sześć lat. Zrealizował ją Bob Fosse. Jego „Kabaret” różnił się nieco od scenicznej wersji. Autorzy dopisali kilka piosenek, m.in. te – jak „Money” czy „Mein Herr” – które później wyszły poza musicalowy kontekst. Z oryginalnego libretta pozostawiono tylko songi śpiewane w Kit Kat Klubie, stanowiące wyłącznie komentarz do opowieści. Zmieniła się też fabuła. Rolę szansonistki Sally Bowles przerobiono specjalnie dla Lizy Minnelli. W musicalu bohaterka była Angielką, w filmie – Amerykanką. Z kolei znany dzięki Michaelowi Yorkowi pisarz Brian w teatralnym wariancie pochodził z Harrisburga w Pensylwanii i nazywał się Clifford Bradshaw. Wątek żydowski reprezentowała u Boba Fosse’a Natalia Landauer, zamożna dziedziczka kupieckiej fortuny, a na Broadwayu – ubogi właściciel kramu z owocami Herr Schultz.