Archiwum Polityki

Nos niecały, gęba przecięta

Polska historia pełna jest ran i noszonych po nich blizn. Jedne były przyczyną wstydu, inne – przeciwnie – powodem do dumy. Czasami potrzeba posiadania widocznego znaku męstwa doprowadzała do kuriozalnych zachowań.

Blizny, jakie pozostają po każdej poważniejszej ranie, można z grubsza podzielić na trzy podstawowe grupy. Pierwsza z nich jest związana z chirurgią rytualną, a więc obrzezaniem czy kastracją, okaleczaniem dziewcząt poprzez wycinanie części narządów seksualnych. Ma to miejsce w społeczeństwach prymitywnych, pozostających na niższym szczeblu rozwoju. Owym ranom symbolicznym poświęcił interesującą rozprawę socjolog i etnolog Bruno Bettelheim. Drugą grupę stanowiły blizny zwane szelmowskimi lub niepoczciwymi, a więc po ranach powstałych w mało chlubnych okolicznościach, w trakcie bójek, odbywających się najczęściej po karczmach. Trzecią wreszcie, chwalebne blizny po ranach odniesionych na wojnie jak również w trakcie pojedynków. Przemierzający Rzeczpospolitą w latach 1670–1672 Ulryk von Werdum zapisał, że wśród Polaków uchodzi za rzecz zaszczytną „być naznaczonym tu i tam, zwłaszcza zaś na twarzy, pięknymi bliznami i szramami”.

Jeszcze zresztą w XIX w. brak widocznej blizny na twarzy uważano w Niemczech za dowód zniewieściałości. Tylko chyba jednak w dawnej Rzeczpospolitej rozmyślnie zadawane sobie rany miały uwiarygodniać słowa ich posiadacza. Tak przynajmniej twierdzi Michel Montaigne w „Próbach”; owe blizny oglądał ponoć wielokrotnie Henryk Walezy w trakcie swego krótkiego zasiadania na tronie polskim. Do czego jego rodak, znany historyk Jacques de Thou dodał później historyjkę o jednym z dostojników polskich, który pragnąc powstrzymać króla od ucieczki i zaświadczyć o swojej wierności dla Walezego, zadał sobie ranę sztyletem (chodziło o Jana Tęczyńskiego).

Najczęściej dochodziło do zakończonych bijatyką zwad na biesiadach;

pod koniec XVII w. pewien Holender napisze, iż w Polsce biesiada kończy się często „na obcięciu uszów i nosów szablami; im kto więcej ma twarz pokiereszowaną, tym więcej jest poważanym i za mężniejszego uchodzi”.

Polityka 50.2006 (2584) z dnia 16.12.2006; Historia; s. 74
Reklama