Archiwum Polityki

Figliki Szymborskiej

Swawolne figliki Wisławy Szymborskiej w „Rymowankach dla dużych dzieci” są owocem towarzyskiej mody, która opanowała literacki Kraków. Przyniosła już pierwsze książkowe publikacje. Już w 1997 r. poważne wydawnictwo Universitas opublikowało „Liber limericorum czyli księgę ku czci Teresy Walas”, królowej Loży Limerycznej. Było tam również kilka utworów Noblistki.

Do tworzenia wierszy śmiesznych niezbędne jest poczucie humoru, sporo wolnego czasu i okazje towarzyskie. Trudno wyobrazić sobie poetę-psotnika, który skrobie sam dla siebie i na dodatek zaśmiewa się z własnych dowcipów. Nawet czytanie tego typu wierszy mniejszą sprawia przyjemność, jeśli odbywa się w samotności.

Cóż to takiego limeryk? Tuwim określił go jako „foremkę językową, w której ekstrawaganckie rymy i łamańce językowe są obowiązkiem i nakazem”. Klasyczny limeryk jest pięciowierszowy, ze stałym układem rymów. Na początku powinno zostać określone, kto jest bohaterem i gdzie się rzecz dzieje (na przykład „Pewien juhas z Pęksowego Brzyzku”), a potem co komu przyjdzie do głowy i co podpowiadają rymy, nie wykluczając sytuacji absurdalnych. „Brzyzk” rymuje się niestety z „pysk”, co prowadzi nieuchronnie do historii o mordobiciu. Tuwim z Januszem Minkiewiczem pisali limeryki już przed wojną, ale pierwszeństwo w uprawianiu tego wywodzącego się z Anglii lub Irlandii gatunku trzeba przyznać Gałczyńskiemu.

„Rymowanki” Szymborskiej to nie tylko limeryki, także inne formy (i foremki) tworzone ad hoc, dla zabawy. Przyznam, że nie bardzo gustuję w limerykach, które wydają mi się nieco po anglosasku sztywne. Natomiast inne wygibasy, czyli „moskaliki”, „lepieje”, a już zwłaszcza „odwódki”, choć czytałam je bez wódki i w samotności, spowodowały śmiech do łez.

Polityka 20.2003 (2401) z dnia 17.05.2003; Kultura; s. 59
Reklama