Archiwum Polityki

Piękna teoria niemożnoścI

Wśród rozlicznych więzi, jakie mam z bohaterem powieści Zbigniewa Mentzla „Wszystkie języki świata” (Znak 2005), nieznajomość języków obcych jest więzią pierwszą. Przebija ona nawet tak dławiącą analogię jak np. fakt, że matka moja, podobnie jak ojciec bohatera – przez całe życie pracowała w aptece i tak jak on – nigdy nawet o minutę nie spóźniła się do pracy. Nie ma potrzeby dodawać, że oboje pracowali w aptekach szpitalnych, ani mnożyć symetrycznych powikłań, jakie niewątpliwie zachodzą pomiędzy wojskową przeszłością ojca bohatera a faktem, że szpital, w którym pracowała moja matka, też był wojskowy.

Tego rodzaju zresztą, mniej lub bardziej zwodnicze, zbieżności są specjalnością autora. Książka najeżona jest sowimi zagadkami, jej zewnętrzna architektura – jak konstrukcja wieży Babel na obrazie Breughla – jest realistyczna, wewnętrzna natomiast osobliwa i niepokojąca. Pająk opuszczający się w dół po nitce, winda towarowa ruszająca w tej samej sekundzie w górę, góra–dół na giełdzie, której ruchy są nie do opisania, chyba, że przez opis rytmu występowania plam na Słońcu. Liczne znaczące przedmioty, nazwy, fragmenty wierszy, solarne obrzędy ojca, konstelacje gestów, czas „nieprzesunięty”, czyli nagle odnaleziony? Jakie sekrety zwiastują takie sygnały? Czy to jest tylko „muzyczna konstrukcja”? Sugestia istnienia wiedzy tajemnej? Finezyjna gra literacka? W każdym razie z tezy, że literatura to jest zapisywanie okoliczności tajemniczych – autor korzysta szczodrze i na rozmaitych poziomach. Bo na upartego i nazwy leków nasercowych, które zażywa: „Enarenal, Sectral, Kalipoz Prolongatum z jodkami potasu”, mogą tu brzmieć jak tajemne zaklęcie.

Polityka 20.2005 (2504) z dnia 21.05.2005; Pilch; s. 110
Reklama