Archiwum Polityki

Blog z Afryki

„Czas” Piotra Ibrahima Kalwasa (1963) mógł być książką równie udaną jak jego „Salam” (2003) – najbardziej niedoceniony debiut powieściowy ostatnich lat. Tamta autobiograficzna opowieść o chłopaku z warszawskiego Powiśla, który zostaje muzułmaninem, zachwycała plastycznym opisem peerelowskiej rzeczywistości lat 70. i 80., inwencją językową i poczuciem humoru autora, a wreszcie autentyzmem, z jakim potrafił opowiedzieć o swoich poszukiwaniach religijnych, zakończonych pięć lat temu konwersją na islam. Niestety, nowa książka Kalwasa jest tylko cieniem „Salamu”, choć sprawny redaktor wykroiłby z niej kilka ciekawych reportaży i przejmujące opowiadanie. Jego bohaterem byłby 40-letni, świeżo upieczony ojciec, który postanawia odnaleźć własną wymarzoną krainę dzieciństwa, opisaną w książce przygodowej podarowanej mu kiedyś przez dziadka. W Erytrei, w portowym mieście Massawa nad Morzem Czerwonym, odkrywa, że egzotyczna historia opisana 60 lat wcześniej przez czeskiego pisarza Mirko Paszka (1910) wydarzyła się tam naprawdę. Próbując dowiedzieć się czegoś o jej bohaterach, dowie się, kim sam jest i dojrzeje do ojcostwa.

Gdyby Kalwas konsekwentnie opowiedział nam tę historię, traktując ją jako pretekst do reporterskiej opowieści o Afryce widzianej oczami człowieka wolnego, jak mu się zdaje, od europocentrycznych uprzedzeń i wyobrażeń, powstałaby książka oryginalna i znakomita – taka jak „Salam”. Niestety, autorowi zabrakło dystansu do siebie i swego pisarstwa. Stąd zupełnie niepotrzebne wtręty autobiograficzne, już raz wykorzystane w „Salamie”, i olbrzymia porcja przemyśleń na temat rasizmu, antyislamizmu, stronniczości mediów itd., itp., których poziom nie odbiega od krytykowanych przez autora pyskówek w Internecie.

Polityka 19.2005 (2503) z dnia 14.05.2005; Kultura; s. 66
Reklama