Archiwum Polityki

Nim zaświeci szósta gwiazda

Codziennie pojawia się w tym samym miejscu i o tej samej porze. Wędruje wzdłuż brazylijskiej plaży Copacabana. Ma około czterdziestki. Klienci przydrożnych restauracji obserwują, jak żongluje piłką. Wyczynia cuda. Zbiera oklaski. Brawa milkną, gdy mija żywopłot i zaczyna krążyć między stolikami. Wtedy widać, że Marcelo nie ma nogi. Porusza się o kulach.

Nikt na Copacabanie nie zarabia tyle co Marcelo. Co wieczór zbiera ponad 500 reali (równowartość około 500 zł). Kiedy chce się mu dać pieniądze w czasie pokazu, odgania ręką, nie przestając żonglować. Bo najpierw musi skończyć przedstawienie, wzbudzić podziw. Kiedyś marzył, by znał go cały świat. Dziś wystarczą mu klienci restauracji.

Brazylia to pięciokrotny mistrz świata w piłce nożnej. W trzech ostatnich mundialach trzy razy dochodziła do finału i dwa razy wygrała. Ma największe gwiazdy w największych ligach Europy. W Hiszpanii czarują Ronaldo, Roberto Carlos (Real Madryt) i Ronaldinho (Barcelona); we Włoszech Adriano (Inter Mediolan) i Kaka (AC Milan). Już wkrótce świat usłyszy o kolejnych diamentach z tej bezdennej kopalni talentów. Lada chwila wszystkich na kolana rzuci Robinho, młodzieniec z Santosu S?o Paulo, o którym słynny Pele mówi: – To jestem drugi ja.

Gdy wyjedzie z Brazylii Robinho, pojawią się następni. Tu, gdzie Volkswageny Golfy nazywają się Golami, gdzie boiska buduje się nie tylko na plażach i w parkach, ale także na dachach domów, gdzie wszystko musi mieć pięć gwiazdek (od pięciu tytułów mistrzowskich) – tu futbol przestaje być tylko dyscypliną sportu.

W 1974 r. Polska wygrała z Brazylią mecz o trzecie miejsce w mistrzostwach świata (1:0). Prawdopodobnie już nigdy się to nie powtórzy. I nie chodzi tu o to, czy Paweł Janas jest dobrym trenerem, a Jerzy Dudek dobrym bramkarzem. Liczy się to, że w samym Rio de Janeiro jest dwanaście zawodowych klubów, kilkaset szkółek piłkarskich i ponad 10 tys. boisk. Na Copacabanie, która ma cztery kilometry długości, jest więcej placów do gry w piłkę niż w całej Warszawie.

Polityka 11.2005 (2495) z dnia 19.03.2005; Na własne oczy; s. 100
Reklama