Archiwum Polityki

Lawendowe wzgórze

+++

Jest 1936 r. Malownicze wybrzeże Kornwalii. W nocy szalała burza, ale ranek jest piękny. Dwie starsze damy (dwa żywe pomniki brytyjskiego aktorstwa Maggie SmithJudi Dench) wychodzą właśnie z domu, prowadząc podręcznikową wręcz angielską rozmowę o pogodzie. Przerywają konwersację, kiedy ich wzrok kieruje się na przybrzeżne skały, gdzie leży człowiek, najprawdopodobniej ofiara nocnej katastrofy przepływającego obok statku. Kiedy nieznajomy odzyska przytomność, okaże się, że jest cudzoziemcem, skrzypkiem z zawodu i, co nas szczególnie zainteresuje, Polakiem (gra go niemiecki aktor Daniel Bruhl, ten z „Good Bye, Lenin”, średnio radzący sobie z polszczyzną). Zna trochę niemiecki, podobnie jak jedna z sióstr, więc porozumienie jest możliwe. Siostry roztaczają nad nieznajomym opiekę, a nawet zaczynają ze sobą rywalizować, młodsza zaś, wieczna stara panna, przeżywa mocno spóźnione młodzieńcze oczarowanie. Jest trochę śmieszna, lecz jeszcze bardziej wzruszająca. Początkowo wszystko rozgrywa się w bliskich planach, we wnętrzach domu, z czasem jednak kadr się poszerza, poznajemy mieszkańców rybackiej wioski, ale także przebywającą tu chwilowo rosyjską malarkę (piękna Natasha McElhone). Siostry nie mają wątpliwości, że oto pojawiła się osoba, która w ich bajce odegra rolę złej czarownicy. Historia, która mogłaby stoczyć się w łzawy melodramat, została bardzo dyskretnie opowiedziana, a wymienione wyżej aktorki dają prawdziwy popis gry aktorskiej. Dystrybutor wprowadza film w pakiecie „Plus dla koneserów” i słusznie, bo to rzeczywiście trochę inne kino.

Zdzisław Pietrasik

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe

Polityka 4.2005 (2488) z dnia 29.01.2005; Kultura; s. 64
Reklama