Eurosceptycy przestrzegali: po wejściu do Unii ceny wzrosną. Do Unii będziemy dopłacać. Europa zaleje nas tanią dotowaną żywnością, zniszczy polskie rolnictwo. Euroentuzjaści uspokajali: łączny efekt podwyżek związanych z wchodzeniem do Unii spowoduje wzrost inflacji o nie więcej niż 2,2–2,5 proc. Na rozliczeniach z Brukselą zyskamy w pierwszym roku ok. 1 mld euro, a w następnych latach nasze korzyści będą rosnąć.
Po ośmiu miesiącach widać, że ceny poszły w górę, ale nie tak mocno, jak przewidywali sceptycy; inflacja grudzień do grudnia sięgnęła 4,5 proc. Jedne towary zdrożały, inne staniały. Jak co roku. Sprzyjał nam malejący od marca kurs euro, a więc silna złotówka. W rozliczeniach z Brukselą, ze względu na wyższe dotacje niż składki, już wyszliśmy na plus zyskując ponad 1 mld euro. Europa nie zalała nas swoją żywnością; to my sprzedajemy Piętnastce coraz więcej wołowiny, drobiu, nabiału, tłuszczów (głównie masła), owoców i warzyw. Po raz pierwszy od 15 lat polska wieś złapała oddech. Ruszyły dopłaty, wzrosły ceny skupu, poprawiły się nastroje.
Telefon cenowego braku zaufania
W marcu, kwietniu i maju 2004 r., mając zakodowane w pamięci doświadczenia z kolejnymi „regulacjami cenowymi” w PRL, które zawsze oznaczały podwyżki – wielu Polaków przestraszyło się drożyzny. Ludzie robili zapasy, szczególnie cukru. A skoro rósł popyt, rosła i cena, od 1,80 zł w styczniu do 4 zł w sierpniu.
W końcu grudnia, po świętach, 1 kg cukru kosztował już (w promocjach) 2,60–2,70 zł. W niektórych domach do dzisiaj konsumuje się cukier przechowywany w szafie czy tapczanie, a kupiony w maju w „promocji” po 3,50 zł za kg.