Gangster (Robert de Niro) nie bez powodu znajduje się w stanie tytułowej depresji – trafił bowiem do więzienia, gdzie wprawdzie rządzi, ale jako człowiek obdarzony wyjątkową wręcz wrażliwością (o czym wiemy z poprzedniego filmu „Depresja gangstera”) nie może czuć się komfortowo. Kiedy depresja przybiera alarmującą wręcz postać, do akcji ponownie wkracza psychoterapeuta (Billy Crystal), który tym razem nie działa z inicjatywy własnej, lecz z poręczenia dyrekcji policji, która nadaje mu tymczasowy status instytucji rządowej. Ma tylko jeden obowiązek – przejmuje osobistą odpowiedzialność za wypuszczonego na wolność gangstera. Jak nietrudno było się domyśleć, gangster symulował chorobę, by jak najszybciej wrócić do akcji. O tym wszystkim dowiadujemy się na początku, więc z wielkimi nadziejami czekamy na dalszy rozwój wypadków. Niby jest wszystko, co być powinno, pomysłowe intrygi, akcje i kontrakcje, a mimo to film pozostawia wrażenie lekkiego niedosytu. Zdecydowanie mniej śmieszą postacie, które polubiliśmy w „Depresji gangstera”, zwłaszcza psychoterapeuta, który – co łatwo przewidzieć – ma głównie kłopoty ze sobą. Nawet mój ulubiony bohater z części pierwszej o miłym przezwisku Galareta, z gębą, która mogłaby obrazować idealną wręcz facjatę gangstera, tym razem wypada blado. De Niro wolę w innych rolach, choć stara się, jak może, nawet śpiewa kawałki z „West Side Story”. Jak wiadomo ciągi dalsze, czyli tzw. sequele, z reguły gorsze są od oryginałów, choć oczywiście bywają wyjątki, z którym jednakowoż tym razem nie mamy do czynienia.
(zp)
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe