Archiwum Polityki

Łucznik z Amesbury

Wciąż pozostaje zagadką, kto wzniósł Stonehenge. Ostatnie badania zdają się świadczyć, że budowniczymi mogli być przodkowie wesołych piwoszy z Bawarii.

Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Musiał przebyć szmat drogi, zanim zatrzymał się w południowej Anglii, w dzisiejszym hrabstwie Wiltshire. Przez ostatnie lata swojego życia poruszał się niezdarnie, wlokąc za sobą lewą nogę. Pewnie dość często dopadał go kiepski nastrój – wrzód na szczęce musiał dawać się we znaki przy jedzeniu, niewyleczona infekcja nogi sprawiała ciągły ból.

Przybysz budził jednak duży szacunek wśród miejscowej ludności. Być może uważali go za maga. Człowiek ten posiadł bowiem umiejętność obróbki miedzi i złota, potrafił też wytapiać brąz. A w 4300 lat po swojej śmierci pokrzyżował plany budowy nowych osiedli i szkoły.

3 maja 2002 r.

w pobliżu miasteczka Amesbury, położonego 5 km od Stonehenge, grupa brytyjskich naukowców pod kierunkiem dr. Andrew Fitzpatricka przystąpiła do prac archeologicznych na zlecenie dwóch firm developerskich. Tego typu badania są wymagane przed rozpoczęciem jakiejkolwiek budowy. Spodziewano się znalezisk z epoki rzymskiej – cmentarzysko z tego okresu znajdowało się tuż obok. Ku zaskoczeniu archeologów już od rana spod ich łopat zaczęły wyłaniać się przedmioty z zupełnie innej epoki. Na początku wykopano puchary o charakterystycznym kształcie odwróconego dzwonu, ozdobione delikatnym ornamentem. Potem w ziemi coś zaczęło pobłyskiwać – dwie złote ozdoby, najprawdopodobniej uszu. Naukowców ogarnęła euforia – mimo zapadających ciemności pracowali dalej. Wreszcie około godz. 2 w nocy, przy światłach samochodowych reflektorów, spod pędzelków wyłonił się szkielet mężczyzny pochowanego ok. 2300 lat p.n.e.

Kiedy umarł, miał 35–45 lat. Musiał być bardzo ważną personą, o czym świadczy liczba (ok. 100) i bogactwo przedmiotów (m.in. złote ozdoby) złożonych do jego grobu.

Polityka 11.2003 (2392) z dnia 15.03.2003; Nauka; s. 82
Reklama