Zaraz po północy rozpętało się piekło. Na teren posesji wjechał policyjny wóz bojowy, rozwalił bramę. Z okien budynku posypały się bomby i granaty. Policjanci, którzy wbiegli za pojazdem, skryli się pod ścianą domu, ale wówczas bandyci zdetonowali minę. Od jej wybuchu zginął funkcjonariusz z grupy antyterrorystycznej, a 17 innych odniosło rany (w tym trzech bardzo ciężkie).
Nadinspektor Ryszard Siewierski, komendant stołecznej policji, nazywa dom, który szturmowali jego podwładni, twierdzą. Zamiast fos i umocnień chroniły go rozsiane po terenie posesji wypełnione metalowymi przedmiotami ładunki wybuchowe odpalane sygnałem radiowym. W willi-twierdzy ukrywali się tropieni od kilku lat Robert Cieślak i Igor Pikus – uważani za jednych z najgroźniejszych bandytów na terenie Polski. Obaj nie przeżyli szturmu. Cieślak został zastrzelony, Pikus wysadził się w powietrze granatem lub własnoręcznie skonstruowaną bombą.
W pierwszych komentarzach przeważał ton krytyczny wobec działań policji. Zarzucano złe przygotowanie akcji i błędy w trakcie szturmu. Cytowano opinie byłego wysokiego oficera jednostki GROM, który nie zostawił na kolegach z policji suchej nitki. Według niego, należało zrobić wszystko (np. użyć snajperów), aby zlikwidować gangsterów zanim ci uczynią krzywdę policjantom. Komendant Siewierski odrzuca te pretensje. Uważa, że policja nie może działać jak komandosi z GROM. Tamci są szkoleni do zabijania, zadaniem policjantów jest chwytanie przestępców i doprowadzanie ich przed oblicze sądu. Warto dodać, że policyjnymi antyterrorystami dowodził były żołnierz GROM.