Archiwum Polityki

Niejedno Miasto Boga

Policjanci strzelają tu do dzieci, bandziory gwałcą kobiety. W Rio de Janeiro ubodzy ludzie znaleźli się w zaklętym kręgu: represyjna policja, bezlitośni handlarze narkotyków i obezwładniająca bieda.

Avenida Niemeyer to jedna z najpiękniej położonych dróg w Ameryce Południowej. Nitka autostrady wije się kilkadziesiąt metrów ponad oceanem, na skraju skał i wody. Po jednej jej stronie tłum ludzi wyleguje się na złocistych plażach, po drugiej, na wzgórzu, wznosi się fawela Rocinha, największy slums Ameryki Południowej i jeden z najbardziej dochodowych punktów handlu kokainą i marihuaną w Rio de Janeiro; co tydzień przechodzą przez nią narkotyki o wartości ponad 3 mln dol.

Plątanina wąskich przejść prowadzi pomiędzy nielegalnie wybudowanymi domami. Kilka wozów wypełnionych policjantami z automatycznymi karabinami stoi w cieniu drzew. To pozostałość po ostatnim etapie wojny gangów narkotykowych. W kwietniu 2004 r. – zanim nie rozdzieliła ich policja – przez trzy dni walczyły o kontrolę nad Rocinhą. Zginęło osiem osób.

Wzgórze

Ja tam nigdy nie wyniósłbym się z Rocinhi. Nawet do pałaców Ameryki i Francji – zarzeka się Eliezer. – Wszyscy się tu znają, gdzie mi będzie lepiej?

Eliezer Pedro de Oliveira, jak głosi legitymacja, którą nosi na szyi, to członek Unii na Rzecz Polepszenia Życia Mieszkańców Rocinhi. Z dachu domu, gdzie urzęduje, rozpościera się panorama na wzgórze i fragment bogatej dzielicy S?o Conrodo z wieżowcem, z mieszkaniami, na które Eliezera nigdy nie będzie stać. Dzień wcześniej w wieżowcu tym, w wystrojonym dziełami sztuki apartamencie, potomkini holenderskiego księcia Mauricio de Nassale wyznawała: – Nie, ja nigdy nie chodzę do faweli. Ale oddajemy im stare ubrania. I jeszcze: – My mamy swoją cześć plaży, oni swoją.

Mauricio podbijał Brazylię ok.

Polityka 34.2004 (2466) z dnia 21.08.2004; Na własne oczy; s. 92
Reklama