Archiwum Polityki

Druga Szkocka Desantowa

Do najpopularniejszej dziś sztuki światowego repertuaru – „Makbeta” – Warszawa nie ma szczęścia. Przygotowane z wielkim nakładem w hali dawnych zakładów Waryńskiego widowisko Grzegorza Jarzyny może się podobać w pierwszych scenach, stanowiących pastisz amerykańskich filmów batalistycznych. Wojnę, o której opowiadał Szekspir, oglądamy z punktu widzenia sztabowców wydających polecenia „Drugiej Szkockiej Desantowej” i komandosów przeprowadzających operacje; w jednej części przestrzeni scenicznej połyskują ekrany komputerów i dowódcy kłócą się o taktykę, w drugiej żołnierze zdobywają twierdzę poszukiwanego terrorysty, najwyraźniej gdzieś na Półwyspie Arabskim. Wystrzały ogłuszają, wybuchają granaty, tryska krew, wrogom odcina się głowy. Jarzyna kręci ten „film w teatrze” z rozmachem, efektownie i z humorem. Gorzej, kiedy z ogólnych obrazów trzeba przejść w bardziej intymne rejony, zacząć tłumaczyć działania głównych bohaterów. Tu przestrzeń przestaje sprzyjać: Cezary Kosiński – którego sylwetkę widzimy, jak miota się między kolejnymi planami, a jego głos szeptany do mikroportu płynie do nas gdzieś zza pleców – nie ma szans na ukazanie rozterek Makbeta, pozostawia go sztywnym jednoznacznym żołdakiem. Podobnie Aleksandra Konieczna: obłęd Lady Makbet prezentowany jest za pomocą znaków tak drastycznych jak bezwiedne moczenie się, ale jego przyczyny pozostają nieopowiedziane. Najgorzej, że nie bardzo wiadomo, jakiej myśli służyć ma całe widowisko. „Makbet” Piotra Kruszczyńskiego w Teatrze Polskim próbował pokazać świat wojny i polityki jako bezuczuciowe koło historii, wynoszące do władzy i strącające kolejnych bezbarwnych drani.

Polityka 22.2005 (2506) z dnia 04.06.2005; Kultura; s. 64
Reklama